Stratenec, Białe Skały i Suchy
Masyw Suchego składający się z trzech wymienionych w tytule relacji szczytów
to jedno z mniej popularnych miejsc szczytów Krywańskiej Małej Fatry - według
mnie dlatego, że znajduje się dość daleko od Doliny Vratnej.
Wycieczka na niego to jedno z dwóch niezrealizowanych dla mnie dużych wyzwań w
tym rejonie, drugim nadal pozostaje nieodwiedzony przez mnie jeszcze Wielki
Chocz. Na Suchy i sąsiadujące z nim szczyty górskie można dostać się z
miejscowości leżących w przełomie Wagu, np. ze Strečna czy Vrutkek, ale wg
mnie najlepszym rozwiązaniem jest wspomożenie się wyciągiem w Dolinie Vratnej,
który może mnie wywieźć na wysokość 1500 metrów - pozwoli zaoszczędzić sporo
sił i czasu na podejście. Dodatkowym plusem jest też fakt, że ponownie będę
mógł przejść odcinek grzbietu Małej Fatry pomiędzy Wielkim i Małym Krywaniem.
Dlaczego ten odcinek jest dla mnie taki ważny, to dowiecie się z dalszej
części relacji.
Planuję zejście do miejscowości Krasnany. Jest ono łagodniejsze niż to do
Strečna (co bynajmniej nie znaczy łagodne), a to ostatnio dla mnie ważne. Ale
przede wszystkim istotna jest dla mnie kwestia powrotu do Terchowej - przez
Krasnany kursuje więcej autobusów, a ponadto w razie problemów z kursami
łatwiej będzie mi tu złapać stopa niż w Strečnie czy Varinie. Ominę ruiny
Starego Hradu, ale nie można mieć wszystkiego. Na końcu relacji przekonacie
się, że z ruin i tak byłyby nici.
Kolejka w Dolinie Vratnej startuje o 8:30. Trochę późno biorąc pod uwagę
planowany do przejścia dystans, ale trudno. Przynajmniej szybko i łatwo
znajduję się na grzbiecie Małej Fatry.
Zastanawiałem się, czy może odpuścić Wielki Krywań, ale w sumie to niewielki
wysokościowo dodatek do dzisiejszej wycieczki, więc idę na niego.
Wielki Krywań
Pierwsza część wycieczki jest w stylu „znacie, to obejrzyjcie jeszcze raz".
Klasyka Małej Fatry: piękne widoki (pierwszy z nich to dla mnie ikoniczny
kadr małofatrzański), relaks na szczycie tuż nad kosodrzewiną, a przy tym
wyjątkowo dziś dobra przejrzystość powietrza.
w drodze na Wielki Krywań: Mały i Wielki Rozsutec, Stoh
Fakt, że Wielki Krywań to najwyższy szczyt Małej Fatry oraz bliskość wyciągu
powodują, że w drodze na szczyt i na samym szczycie zawsze można spotkać
sporo ludzi, choć i tak zdecydowanie mniej niż na Czerwonych Wierchach. Za
Wielkim Krywaniem czerwony szlak grzbietowy staje się raczej „ścieżką dla
koneserów", gdzie można się cieszyć przestrzenią i ciszą.
szczyt Wielkiego Krywania
Chleb, w tle Tatry i Góry Choczańskie
w stronę Niżnych Tatr
Luczańska Mała Fatra
Wielki Rozsutec
Stoh
Tatry, w dole Chleb
Schodzę ze szczytu. Na Małym Krywaniu byłem raz: kilka lat temu, ale złapał
mnie po drodze jakiś wirus, czy infekcja (a było to przez Covidem), więc
przyznam szczerze, że z samego Małego Krywania oraz drogi powrotnej niewiele
pamiętam. Bywałem też w tych okolicach przy okazji wycieczek na Krawiarskie
i Baraniarki. Ten rejon, czyli okolice szczytu Piekelnik oraz przełęczy
Bublen, to dla mnie najpiękniejsze miejsce na Małej Fatrze. Czuć tutaj
przestrzeń, Wielki i Mały Krywań wyglądają imponująco, a ścieżka prowadzi
połoninami, które urodą dorównują bieszczadzkim. Strome górskie zbocza,
zwłaszcza od południowej strony, wyglądają pięknie, a we wrześniu i
październiku, gdy trawy i borowiny złocą się i czerwienią, to widok
szczególnie urzeka. Iść tędy to sama górska przyjemność.
Piekelnik
Koniarky
Mały Krywań
Szczególnie dobrze wygląda to na górze Piekielnik. Jest ona położona
pomiędzy Wielkim a Małym Krywaniem i to właśnie z niej najwyższy szczyt
Małej Fatry wygląda najbardziej imponująco.
Wielki Krywań
Dolina Vratna i jej otoczenie: Baraniarki, Krawiarskie, Sokolie, Boboty
Z przełęczy Bublen prowadzi piękny szlak bocznym grzbietem Małej Fatry przez
Krawiarskie i Baraniarki. Szlak jest niezwykle widokowy, jak to często bywa
na trasach wiodących przez boczne grzbiety (żeby nie być gołosłownym, niech
za przykład posłużą dwie wycieczki bocznymi grzbietami w Tatrach Zachodnich:
przez Grzesia i przez Trzydniowiański Wierch, czy też bardzo podobna
wycieczka w Niżnych Tatrach przez Bor).
Mały Krywań
Wielka Fatra
Szlak omija niewielki wierzchołek Koniarek, choć ścieżka nań prowadzi. Przy
szlaku znajduje się jedyne na grani źródło wody, które oprawione jest w
metalową rurę. Ciekawostka, ale może się komuś przydać.
Mały Krywań jest coraz bliżej, pojawia się po raz pierwszy wierzchołek
Stratenca.
Podejście na Mały Krywań jest dość długie. Na początku drogi warto spojrzeć
za siebie, zbocza Piekielnika i Wielkiego Krywania robią duże wrażenie.
Końcówka podejścia jest taka mocno zaskakująca, ponieważ już się wydaje, że
Mały Krywań jest tuż tuż, a tu jeszcze kolejna górka i kolejna. Wprawdzie
byłem tu raz kilka lat temu, ale jak pisałem na wstępie, zmógł mnie jakiś
wirus po drodze, więc de facto jest to dla mnie pierwsze „świadome" wejście.
Zaczynam to, co lubię najbardziej, czyli poznawanie nowych szlaków i miejsc
w górach.
Belanska Dolina
Szczyt Małego Krywania jest dość płaski, dotychczas przebyty szlak dużo
lepiej widać było z podejścia, za to w drugą stronę widać ostateczny cel
mojej wędrówki, czyli szczyt Suchy, poprzedzony Stratencem i Białymi
Skałami.
Na wierzchołku znajduje się ponad dwumetrowej wysokości obelisk, a pod nim
trzepocze na wietrze słowacka flaga, mocno nadszarpnięta przez nieznane
czynniki.
miejscowe wieloplany: na przedzie Klačanska Magura i Suchy, za nimi Velka
Luka i Minčol, na horyzoncie uważne oko wypatrzy Klak i Strazov
Suchy, Białe Skały, Stratenec
Wielki Chocz, pod nim Sip
Białe Skały
Przejście następnego odcinka szlaku aż na Stratenec jest bardzo łatwe i
przyjemny - nie zapowiada atrakcji, jakie będą miały miejsce już za chwilę.
Żółty szlak, który trawersuje cały masyw Suchego łącznie z samym
wierzchołkiem, owe atrakcje omija, co zdaje się być rozwiązaniem z jednej
strony nierozsądnym, ale z drugiej strony - czasem koniecznym i
oszczędzającym czas. Różne sytuacje po drodze mogą się zdarzyć.
zejście z Małego Krywania
Wielka Fatra
Mały Krywań
Velka Luka, Suchy, Białe Skały
Na Stratencu robię sobie kolejny postój. Przede mną odcinek prowadzący
grzbietem aż do Suchego. Z daleka już widać, że jest tam trochę skałek.
Mały Krywań
Sokolie, Baraniarki, Krawiarskie
wieś Bela, na prawym zboczu doliny Belanskie Skały
Dolina Kur
Cały ten odcinek przypomina charakterem dobrze znane podejście na Mały
Rozsutec od południa, tyle że na skalnych odcinkach brak jakichkolwiek
sztucznych ułatwień. Odcinki te nie są długie, ale jest ich kilka, więcej
niż pod Małym Rozsutcem. W połączeniu z widokowymi, prowadzącymi pośród
kosodrzewiny odcinkami ścieżki, tworzy to ścieżkę bardzo ciekawą, choć
wymagającą do przejścia dużo więcej czasu niż to wynika z dystansu
kilometrowego.
Stratenec
Białe Skały, Suchy, na horyzoncie Velka Luka
Białe Skały, w dole przełęcz Vrata
Tuż przed Białymi Skałami znajduje się początek kolejnego ich obejścia wraz
z Suchym, tym razem od północnej strony. Ja idę prosto, aż do Suchego skalną
ścieżką. Dwa dni temu byłem z Adrianem na Velkej Luce, mieliśmy bardzo
dynamiczną chmurkową pogodę, ale widoczność na Niżne Tatry i Wielką Fatrę
była słaba, dziś powietrze jest przejrzyste, okoliczne góry widać bardzo
dobrze, a pogodowe chmury i popołudniowe słońce tylko „podkręcają"
krajobraz.
Stratenec i Mały Krywań
przez Białe Skały
przez Białe Skały
Od tej strony Stratenec wygląda dużo ciekawiej niż z Małego Krywania.
Suchy
Sam wierzchołek Suchego niewiele wystaje ponad kosodrzewinę, ale na tyle, że
wszystko z niego dobrze widać. W połączeniu z efektowną ścieżką przez Białe
Skały tworzy bardzo ciekawe do odwiedzenia miejsce. Sięgam pamięcią kilka
godzin i wstecz i uświadamiam sobie, że od czasu zejścia z Małego Krywania
spotkałem po drodze raptem kilka osób, do których dołącza trójka spotkanych
na Suchym chłopaków robiących, jak wynika z rozmowy, cały grzbiet Małej
Fatry od Fačkovskego Sedla aż do Zazrivej.
Mały Krywań i krzyż na Suchym
po lewej zalew koło Żyliny, na horyzoncie Beskid Śląsko-Morawski
Niżne Tatry: Wielka i Mała Chochula, Prasiva
Halna Fatra
Punkt kulminacyjny dzisiejszej wycieczki osiągnięty. Teraz pozostaje tylko
zejść na dół. Przede mną 1080 metrów zejścia do Krasnan. Pierwszy odcinek
zejścia, aż do połączenia z obydwa żółtymi szlakami obejściowymi, jest po
słowacku stromy. Potem, aż do schroniska, jest nieco lepiej, choć leśna
ścieżka nadal prowadzi po stromiźnie i nawet tu można napotkać się na
fragmenty skałkowe.
zejście z Suchego i sam Suchy
Stratenec, Białe Skały, Suchy
Ostatni etap zejścia do schroniska wiedzie wzdłuż starego wyciągu
orczykowego. W słowackich górach można znaleźć sporo takich orczyków,
będących raczej wspomnieniem narciarstwa z czasów minionych. W polskich
górach takie wyciągi służą głównie jako miejsca nauki młodych narciarzy
przez rozmaite szkółki, bowiem nie wytrzymały konkurencji nowoczesnych
stacji narciarskich takich jak Kotelnica, Kluszkowce czy Skrzyczne (patrząc
z beskidzkiej perspektywy). Na Słowacji chyba nie jest aż tak nowocześnie,
sam byłem zaskoczony tłumami narciarzy na stoku w Sihelnem, po słowackiej
stronie Pilska, wyposażonym właśnie w wyciąg orczykowy. Niemniej ten krótki
wyciąg orczykowy w tym w miejscu, wydaje się być tylko obiektem historycznym
skazanym na zardzewienie.
Tutejsze schronisko nosi nazwę Chata Pod Suchym. Przed schroniskiem znajduje
się kilka ław, a obok nich ocembrowane źródełko, z którego ochoczo
korzystam. Uzupełnić płyny, opłukać twarz zimniutką wodą....
Idę zamówić jedzenie. Uwagę mą przykuwa gulasz z jelenia. Cena jest wysoka
-15,90 Euro, nie wiadomo ile tego jelenia naprawdę jest w gulaszu z jelenia,
ale jestem skłonny zaryzykować. Jedzenie okazuje się strzałem w dziesiątkę -
gulasz jest pyszny, sos jest ciemny, aromatyczny, zawiesisty i pełen smaku.
Do tego są podane pokrojone w plastry knedliki oraz żurawina. Do popicia
Kofola, na Słowacji nie może być inaczej. Dwa dni temu jadłem gulasz na
Chacie Javorina pod Velką Luką i mogę powiedzieć, że słowackie schroniskowe
jedzenie zdecydowanie przewyższa polskie, które często ma jakość taką
„barową" i służy jedynie zaspokojeniu głodu i dostarczeniu kalorii, a o
uniesienia kulinarne trudno.
Przy ławach grasują dwa schroniskowe koty. Piszę „grasują”, bo nie
ograniczają się tylko do biernego czekania, aż ktoś im rzuci kawałek
jedzenia, ale odważnie wchodzą na stoły i dobierają się do talerzy. Wobec
takiego podejścia postanawiam nie dzielić się z nimi jedzeniem, co mi się
przytrafia w przypadku schroniskowym zwierząt, ale pozwalam im wylizać
talerz.
Zejście spod Chaty jest długie i nużące po całodniowej wycieczce, niczym
zejścia z odwiedzanych przeze mnie rok temu szczytów Niżnych Tatr. Pierwszy
odcinek to prowadzący żółtym szlakiem trawers Kopy, podczas którego zastaje
mnie zachód słońca. Jak widzicie – gdybym schodził do Strečna, pewnie i tak
nie zdążyłbym do ruin Starego Hradu przed zmrokiem.
Spod Brestova schodzę już po zmroku przy świetle latarki czołowej. Zaczyna się
najbardziej upierdliwy odcinek zejścia - wąska, zarośnięta, stroma i śliska
ścieżka, męcząca niczym niektóre mało chodzone szlaki w Niżnych Tatrach.
Schodzenie nią po ciemku jest dodatkową „atrakcją”. Na szczęście po dwukrotnym
przecięciu stokówki szlak wychodzi na szeroką, równą drogę leśną, przejezdną
dla samochodów terenowych czy traktorów, którą schodzę aż na łąki nad
Krasnanami, po pewnym czasie już w całkowitej ciemności.
Łąki owe jawiły mi się jako atrakcyjne i widokowe miejsce, ale niestety nie
podczas schodzenia w ciemności. Trudno. Drogą polną dochodzę do asfaltu.
Sprawdzam zapisane wcześniej odjazdy autobusów z Krasnan do Terchowej, ostatni
kurs to 20:49. Włączam nawigację w komórce, pokazuje czas dojścia o 20:59,
lipa. Ostatni odcinek drogi przez wieś pokonuję biegiem. Po całodniowej
wędrówce, długim zejściu z Suchego i przy obciążeniu plecakiem taki bieg to
nie jest sama przyjemność, ale daję radę - docieram na przystanek o 20:46.
Złapanie oddechu, picie (jeszcze mi zostało po uzupełnieniu wody przy
schroniskowym źródełku) i czekanie na autobus. Kurs opóźnia się, więc próbuję
złapać stopa. Mam szczęście, bo prawie od razu zatrzymuje się samochód -
okazuje się, że poznał mnie syn gospodarzy, u których mieszkamy w Terchowej i
podwiezie mnie do domu. Wsiadając do auta zauważam jednakże, że z daleka
nadjeżdża autobus, jednak słowacka komunikacja zbiorowa raczej nie zawodzi.
W domu kąpiel i drugi tego dnia gorący obiad. Choć czuję w nogach zejście z
Suchego, to nawet mi się nie chce spać, trzyma mnie adrenalina po bardzo
interesującej wycieczce. Inna sprawa że nie musiałem zrywać się na wycieczkę
przed świtem. Cały czas ta wycieczka mi siedzi w głowie. Następny dzień, mimo
pięknej pogody, spędzam na odpoczynku w Terchowej, ale nie żałuję -
zdecydowanie warto było zrobić tę trasę.
Sebastian Słota
Komentarze
Prześlij komentarz