Wschód słońca na Wysokim Wierchu i Durbaszka na deser

Czyli jak zacząć wakacje z przytupem w najpiękniejszym miejscu gór Polski.


W ostatnich latach często zaczynam wakacyjny urlop od wyprawy na wschód słońca.
 
Nie jest to jakaś żelazna reguła, ale jednak częste zjawisko. Zamiast odsypiać trudy całego roku, zrywam się nocą, aby udać się przed świtem w jakieś fajne miejsce. Chyba mnie wspomaga adrenalina i myśl o kolejnych udanych wakacjach.
Nie inaczej było w tym roku. Rozmaite komplikacje zawodowo-wirusowe sprawiły, że z naszego planowanego na lipiec urlopu w górach Rumunii nic nie wyszło, w ostatniej chwili rozsypał się wrześniowy wyjazd do Terchowej, na który się bardzo, ale to bardzo napaliłem. Ostatecznie trafiam do Szczawnicy, która ma być taką lokalizacją pocieszenia zamiast Małej Fatry, ale jak się okazało po dwóch tygodniach, pobyt tam zaowocował kilkoma znakomitymi wycieczkami.
Tym razem na początek w planie jest wschód słońca na Wysokim Wierchu. Miejsce bardzo znane i popularne wśród wszystkich „łowców świtów” oferuje spektakularne widoki na Pieniny, Tatry i morze mgieł nad Wielkim Lipnikiem i przełomem Dunajca. W dzień przyjazdu do Szczawnicy mocno padało, na drugi dzień jest zapowiadana piękna pogoda, a po tych opadach można liczyć na parujące lasy i łąki tworzące atmosferę świtu.
Tak więc zamiast odsypiania pracowitego roku wstaję bardzo wcześnie i samochodem jadę do Szlachtowej, skąd żółtym szlakiem wiedzie po polskiej stronie najkrótsza droga na Wysoki Wierch. Parkuję pod kościołem przerobionym z cerkwi, zakładam latarkę czołową na głowę i w drogę. Na trasie wszechobecna mgła i wilgoć, z której momentami robi się lekka mżawka. Szlak ze Szlachtowej jest bardzo przyjemny, poza niewielkim odcinkiem lasu wiedzie rozległymi łąkami, ale na razie jedyne co podziwiam, to widok na trzy metry rozświetlany czołówką.  Jest zimno, wilgotno i nieprzyjemnie, w dodatku forma dopisuje i przychodzę pod Wysoki Wierch zdecydowanie za wcześnie. Na niebie gdzieś przebijają pojedyncze gwiazdy, ale nie widać łuny przedświtu od wschodu, za duża mgła. Żeby uniknąć dłuższego i niepotrzebnego stania na Wysokim Wierchu w tych warunkach nie wychodzę najkrótszą drogą na szczyt, ale idę niebieskim szlakiem na przełączkę pomiędzy Wysokim Wierchem i Durbaszką. Po drodze mijam bacówkę, dobiegają mnie odgłosy owczych dzwoneczków, spotykam też dwa pilnujące stada owczarki. Chyba są zaskoczone moim widokiem, bo w ogóle nie szczekają.
Na szczycie nade mną błękitne niebo z powoli przygasającymi gwiazdami, a wokół …. różniasto. Trzeba czekać na rozwój sytuacji. Jak wiecie, fotografia jest sztuką czekania, ile razy słyszałem „no chodźże już”. Może dlatego lubię samotne wędrówki? 

sztuka czekania
Jak się okazało, dzisiejsze warunki (choć na razie dupiaste) skusiły nie tylko mnie. Zjawia się znajomy z forum górskiego z dziewczyną (góra z górą się nie zejdzie, ale człowiek z człowiekiem już tak), potem dociera jeszcze kilku „statywowców” i w pocie czoła od Przełęczy Pod Tokarnią drałuje fotograf z młodą parą z nadzieją na wystrzałową sesję ślubną. W sumie pojawia się na szczycie siedem aparatów fotograficznych i dwa drony. Niemniej na razie czekania ciąg dalszy, choć robi się coraz bardziej kolorowo. Mamy na żywo podgląd z drona, chmury wznoszą się kilkadziesiąt metrów ponad wierzchołek. Lekko wieje, czekamy na „wiatr, co rozgoni ciemne skłębione zasłony”. Jest, zaczyna się coś dziać! Hej, szable (statywy) w dłoń!
Łapię nieziemski klimat poranka. Jakże ulotne są te chwile o wschodzie słońca, zawsze chciałoby się je zatrzymać na dłużej, wcisnąć „pauzę”, albo nawet "przewiń w tył".

pierwszy widok na Tatry

znad chmur wyłania się wierzchołek Wysokiej

spory dziś ruch, prawda?
Po chwili euforii mgły się podnoszą i zaczynają przesłaniać słońce oraz otulać wierzchołek Wysokiego Wierchu. Czy warunki się pogarszają? Ślubny fotograf jest wyraźnie skonsternowany, nie bardzo ma pomysł na ślubną sesję we mgle, ale mi się bardzo podoba to co widzę. Skupiam się na panującym wokół klimacie. Miesiąc wcześniej miałem podobne warunki podczas świtu na wałach wiślanych w Krakowie (link do relacji z tego dnia: SŁOŃCEM I MGŁĄ MALOWANE ), więc temat mam niejako przećwiczony.

miłość o wschodzie słońca
Tam gdzieś są Trzy Korony, tak często fotografowane o świcie nad mgłami unoszącymi się nad przełomem Dunajca. Jest coraz cieplej. Mgła powoli opada, niemniej nadal możemy obserwować taniec z chmurami, które niczym najlepsza striptizerka na przemian odsłaniają i zasłaniają.

Trzy Korony, widziane jedynie oczami wyobraźni

Tatry

Beskid Sądecki

Szczawnica schowana jest w chmurach

Trzy Korony

Radziejowa i Wysoka

Przełęcz Pod Tokarnią i Tatry

panorama z Wysokiego Wierchu

łąki nad Jaworkami

Tatry słowackie, po lewej Łomnica, z przodu Jatki
Z biegiem czasu poranny klimat zanika i robi się piękny, słoneczny, wrześniowy dzień. W zasadzie relacja ze wschodu już się kończy, ale pozostańcie jeszcze państwo przy odbiornikach, ponieważ postanawiam spędzić resztę dnia na grzbiecie Małych Pienin. Udaję się na zasłużoną kawę i obiad do schroniska pod Durbaszką.
Jestem wielkim miłośnikiem górskich terenów zlokalizowanych wokół Jaworek, a odcinek grzbietu Małych Pienin od Rabsztyna po Durbaszkę uważam na najpiękniejsze miejsce w polskich górach. Jest co podziwiać na szlaku. Na łąkach zlokalizowanych nad Jaworkami w sezonie wiosenno-letnim jest wypasanych sporo owiec i krów, więc one nie zarastają jak opuszczone przez baców liczne hale np. w Gorcach. Dzięki krótko wystrzyżonej owczymi mordkami trawie na tych łagodnych pagórkach ścieżki tu są bardzo widokowe i fotogeniczne. Przy zejściu do schroniska pod Durbaszką przechodzę koło stada owiec pilnowanego przez przysypiającego bacę i trzy czujne psy pasterskie. Psy są tak czujne, że muszę się ewakuować z miejsca przebywania stada, bo ich szczekanie i obnażone kły są dość groźne.

jedna z trzech bacówek w okolicy Durbaszki
Schronisko pod Durbaszką jest prowadzone przez Młodzieżowy Dom Kultury „Dom Harcerza” w Krakowie i jako placówka edukacyjna nie prowadzi sprzedaży alkoholu (mnie to akurat nie przeszkadza). Mimo to jest tam bardzo sympatycznie, menu jest skromne, ale potrawy smaczne, a taras przed schroniskiem oferuje piękne widoki na położony po północnej stronie Beskid Sądecki.
Po zjedzeniu schroniskowego, ale smacznego bigosu, oraz wypiciu kawy czas na odpoczynek. Nie muszę się spieszyć. Pierwotnie chciałem schodzić z Durbaszki do Jaworek, ale pomyślałem sobie, że jakoś tak się składa, że przeważnie żółty szlak Szlachtowa – Wysoki Wierch przemierzam w świetle latarki czołowej, a tamtejsze łąki mają chyba potencjał do zobaczenia ich w świetle dnia. Okazał się to być dobry wybór, a przestrzenie pod Wysokim Wierchem jak zwykle mnie zauroczyły.

rozdroże pod Wysokim Wierchem

bacówka pod Wysokim Wierchem

widok na Pieniny

żółty szlak do Szlachtowej

Jarmuta

przed Szlachtową

Wschód słońca i poranek na Wysokim Wierchu, choć daleki od klasycznych, okazał się wystrzałowy. Reszta dnia, poświęcona na spacer po Małych Pieninach, również przyniosła mi dużo satysfakcji. Czy następne szczawnickie wycieczki podczas moich wakacji będą równie udane?

Sebastian Słota

Komentarze

  1. Ładny wschód Ci się trafił :) Mimo, że początkowo chmury odbierały nadzieję, to później było pięknie :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

TOP 5

Na Tuł Szlakiem Cisownickim