Przedwiośnie na Podhalu – Mietłówka i Prędówka
W poszukiwaniu krokusów na łąkach nad Kościeliskiem.
Chmury nadal się czepiają wierzchołków gór.
Krótkie podsumowanie wycieczki:
Sebastian Słota
„Krokusowy szał, każdy z nas ich pięćset miał”, można by sparafrazować
klasyka. Ja też mam w swojej kolekcji trochę krokusowych zdjęć, ale po pewnej
kwietniowej niedzieli spędzonej w Dolinie Chochołowskiej powiedziałem „nigdy
więcej". A przecież wystarczy przejść się na dowolną łąkę w okolicach Witowa,
Chochołowa czy Dzianisza, żeby móc podziwiać krokusowe dywany i bez tłumu,
który chce nas zadeptać w Dolinie Chochołowskiej. Ba, nawet w ogóle bez ludzi,
bo na tamtejsze ścieżki chodzą jedynie najwięksi koneserzy.
Rok temu byłem z koleżanką na Magurze Witowskiej (relacja:
MAGURA WITOWSKA), była to piękna widokowa wycieczka, krokusów było sporo, pogoda dopisała
średnio, ale dzięki temu zdjęcia Tatr wyszły groźnie. Dziś ma być dużo
bardziej słonecznie. Planowana trasa wycieczki jest stosunkowo lekka, tylko
13,6 km i 388 metrów podejść, akurat dla moich pobolewających po tygodniu w
Dolomitach kolanach. Gdyby było lepiej, to pewnie bym się skusił na jakąś
wycieczkę w Tatry, bo tam zima trzyma cały czas. Tu będzie lżej, łatwiej i w
co nie wątpię, równie ciekawie.
źródło: mapy.cz
Parkuję samochód vis a vis drogi do Doliny Chochołowskiej przy rzece Czarny
Dunajec, jest tam miejsce na kilkanaście samochodów. Wieczorem i w nocy w
Krakowie padał deszcz, tu jak się okazuje, napadało kilka centymetrów
świeżego śniegu. Na bocznej drodze przy parkingu dużo błota i kałuż, uroki
przedwiośnia. Jest około 8.30, zgodnie z prognozą potem ma się rozpogodzić,
na razie na niebie pełne zachmurzenie (do Rabki - Zdrój jechałem w pełnym
słońcu). Zastanawiam się, czy nie przyjechałem trochę za wcześnie, siła
przyzwyczajenia. Z jednego samochodu wysiada turysta, siada na rower górski,
a do plecaka ma przytroczone narty skiturowe. Uroki przedwiośnia.
Osobita w drodze na Płazówkę
Na Płazówce resztki topniejącego pod wpływem słońca śniegu. Tu rozpogodziło
się zdecydowanie, ale nad Tatrami przewalają się chmury. Piękny spektakl. Na
polanie znajduje się kilkanaście domków przysiółka oraz zabytkowy kościół
św. Anny wybudowany w stylu zakopiańskim, poświęcony w 1892, niestety w niedzielny poranek zamknięty.
Kominiarski Wierch
kościół św. Anny
"radosna" twórczość budowlana
piękny przedstawiciel stylu zakopiańskiego
Taniec z chmurami trwa, a najlepiej wygląda on na zbliżeniach:
Salatyn i Mały Salatyn, Brestowa w chmurach
wierzchołek Kominarskiego Wierchu
Jakubina, Jarząbczy Wierch, w dole Trzydniowiański Wierch
Krzesanica i Ciemniak
Kobylarz i Małołączniak
Giewont
Jakubina i Jarząbczy Wierch
Ciemniak i Twardy Upłaz
Łopata, Wołowiec w chmurach
Droga przebiega wzdłuż dolnej części polany, natomiast czarny szlak wiedzie
na jej górną część, gdzie pokazuje się panorama Tatr w całej okazałości.
Czerwone Wierchy, Smreczyński Wierch, Kamienista
od Kominiarskiego Wierchu po Bobrowiec
Po krótkim podejściu jestem już na grzbiecie Pasma Gubałowskiego. W lesie
jest sporo świeżego śniegu, pod którym znajduje się zapewne swojskie błotko,
ścieżka jest niesamowicie rozjeżdżona, w wielu miejscach tworzą się
gigantyczne kałuże. Dobrze, że jest chłodno, bo podłoże jest w miarę twarde,
a błotko podśniegowe nie jest tak upierdliwe de do chodzenia, jakie by było
przy wyższej temperaturze.
po zachodniej stronie Mietłówki, na horyzoncie Luboń Wielki
Osobita
Mietłówka (1100 m n.p.m.) to niewybitne, a może nawet niezauważalne
wzniesienie w Paśmie Gubałowskim, niemniej najważniejsze jest to, że po jego
wschodniej stronie ciągnie się długa polana, która swą urodą, widoczną nawet
podczas przedwiośnia, może się równać z najpiękniejszymi gorczańskimi
halami. Takie porównanie to naprawdę jest stempel jakości. Dodatkowo pięknie
widać z niej Tatry (i nie tylko), a bliżej tu do nich niż spod Turbacza.
Babia Góra
Kopa Kondracka
Giewont i Mały Giewont
Smreczyński Wierch, Kamienista
Świnica, Giewont, Kopa Kondracka
A oto i ona: Hala Mietłówka. To określenie sam wymyśliłem, ale chyba pasuje.
Jednym z celów tej wycieczki jest poszukiwanie krokusów. Mimo
wczesnowiosennej pogody na grzbiecie pasma nie ma ich zbyt wiele, choć są -
nadal zwinięte z powodu chłodu (który jednakże sprzyja wędrówce po błotku).
Można jednak odnieść wrażenie, że na tej wysokości na krokusy chyba jest
jeszcze za wcześnie - na łąkach przy Czarnym Dunajcu na starcie wycieczki
było ich dużo więcej. Może łowy w drodze powrotnej będą lepsze.
Za Mietłówką szlak znika w lesie, omija od północy całkiem zalesiony szczyt
Palenicy Kościeliskiej. Wiodą na niego jakieś ścieżki, ale według mnie iść
tam nie ma po co, lepiej pójść od razu na położony po drugiej stronie góry
przysiółek Butorów, również ciekawy widokowo - po raz pierwszy widać sporo
Tatr Wysokich.
Orla Perć
Aby dojść na Butorowy Wierch, robię sobie pętlę - idę najpierw na Pałkówkę,
którą przebiega droga z Kościeliska do Dzianisza i gdzie można zaparkować
samochód za jedyne 10 zł za dzień albo pożyczyć skuter śnieżny lub quada,
wrrrrr. Mam nadzieję, że w obliczu „cywilizacji" zjem sobie coś na ciepło,
choćby kiełbaskę z rusztu, ale przy skrzyżowaniu poza parkingami i
wypożyczalni gastronomii nie ma (w sumie dziwne), a dalej w stronę Gubałówki
nie chcę iść. Na szczęście mam wystarczającą ilość swojego jedzenia. Z
Pałkówki na Butorowy Wierch prowadzi droga z betonowych płyt.
Z samego Butorowego Wierchu widoki są dość ograniczone, między innymi przez
zarastające łąki. Trzeba zejść troszkę wzdłuż wyciągu, to jest trochę
lepiej, ale generalnie w porównaniu z innymi punktami widokowymi na
dzisiejszej trasie jest kiepsko, albo widoki nie wnoszą nic nowego. W mojej
ocenie można spokojnie zakończyć trasę na Butorowie.
pod Butorowym Wierchem
zbliżenie na Świnicę
Z Polany schodzę zielonym szlakiem do Kościeliska. Na początku zejścia
napotykam kolejne krokusy. Co za szczęście, znowu można położyć się na
brzuchu na wilgotnej trawie. Mój aparat fotograficzny, choć bardzo dobry,
nie dysponuje odchylanym wyświetlaczem, więc fotografowanie kwiatków wymaga
większej integracji z naturą, hehe. Trochę zabawy z ustawianiem punktu
ostrości skutkuje takimi zdjęciami:
Tatry Zachodnie od Łopaty po Spaloną
początek zejścia zielonym szlakiem
parujące łąki
w górnej części Prędówki - Bystra, Błyszcz, Starorobociański Wierch,
Kominiarski Wierch
Dość szybko docieram na, jak się okazuje, punkt kulminacyjny na dzisiejszej
wycieczce. Nie jest nim Mietłówka, choć to piękne miejsce, nie jest nim
Butorowy Wierch - rozczarowanie widokowe (choć sporo w tym mojej winy, bo
nie rozeznałem dokładnie sprawy w domu), jest nim ławeczka przy kaplicy pod
wezwaniem Nawiedzenia NMP na Prędówce z pięknym, panoramicznym i niczym nie
zasłoniętym widokiem na Tatry od Tatr Bielskich po Wołowiec. Tylko krokusów
brak...
Kapliczka pochodzi z 1909 roku i została ufundowana przez Agnieszkę i
Andrzeja Prędowskich. Początkowo była otynkowana, potem została obłożona
kamieniami, a blachodachówkę zastąpił gont.
Krzesanica, Ciemniak
Pięknie kontrastują ośnieżone szczyty Tatr (niedawno tam dosypało) z łąkami
Podtatrza, choć jeszcze niezielonymi. Uroki przedwiośnia.
Giewont, śpiącym rycerzem zwany. W ogóle mnie tam nie ciągnie.
Bystra i Błyszcz
Małołączniak
Czerwone Wierchy
Czerwone Wierchy - zbliżenie
Teraz zbaczam z drogi i znakowanego szlaku, idę na przełaj przez łąki pod
Palenicą Kościeliską, by dojść do drogi prowadzącej prosto do przysiółka
Staszelówka. Odcinek okazuje się być ciekawy widokowo, a w jednym jego
miejscu napotykam się na radosną twórczość deweloperską, a może raczej
patodeweloperską, która otrzymała zwyczajową nazwę „deweloperki łanowej".
Polega ona na ciasnej zabudowie pasa ziemi, który wcześniej miał
przeznaczenie orne. Przy uprawie ziemi ważny jest dostęp do drogi, więc duże
obszary ziemi rolnej np. przy spadkach były dzielone na wąskie pasy tak, by
każdy z nich miał ów dostęp, a poza tym taki wąski pas ziemi jest wygodny do
uprawiania, wystarczy przejechać koniem, traktorem czy inną maszyną wte oraz
wewte i gotowe. Niemniej co jest dobre dla rolnika, to niekoniecznie sprzyja
racjonalnej zabudowie, a efektem takich działań są wąskie osiedla domów
jednorodzinnych z jedną wspólną drogą dojazdową wzdłuż podłużnej „wstęgi"
działki i znikomą przestrzenią wokół pożądaną przy domu jednorodzinnym.
Wracajmy jednak do natury. Zejście do Staszelówki okazuje się być
interesujące, a teraz czeka mnie powrót do miejsca startu pośród dość
wypasionej architektury w „nowoczesnym stylu góralskim". Oczywiście po
słonecznym dniu niewielka ilość śniegu na łąkach przy kościeliskich
przysiółkach szybko stopniała. Ale co najważniejsze, przy co drugim domu
znajdują się pola krokusów. Jest ich mnóstwo, można by kosić kosą! Chłodny
dzień powoduje, że są nadal zwinięte lub tylko symbolicznie rozchylone, ale
ich ilość robi robotę. Padnij!
1. krokusy - były,
2. widoczki - były,
3. słońce - było,
4. taniec z chmurami - był,
5. błotko - było, ale z gatunku tych bardziej strawnych do chodzenia,
6. gastronomia - nie było.
Całkiem nieźle.
Tatrzańskie panoramy z wycieczki (kliknij w nie, by je obejrzeć na pełnym ekranie):
na górnej części Płazówki
na "Hali" Mietłówce
pod kapliczką na Prędówce
Byliśmy tuż obok siebie - widoki były tego dnia obłędne.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście jeśli chodzi o krokusy, to dużo więcej ich miałeś. My wstępnie planowaliśmy po zejściu z Magury iść dalej, właśnie na Miętłówkę, ale ostatecznie czasu nam nie starczyło.