Velka Luka + trochę Toskanii na początek
Mała Fatra składa się z dwóch części przedzielonych przełomem Wagu. Jej
południowo-zachodnia część, zwana Luczańską Małą Fatrą, jest mniej popularna
od części Krywańskiej. Interesujących miejsc tu nie brakuje, choć żeby je
namierzyć, to trzeba poszukać nieco głębiej, bo nie są tak szeroko opisywane w
mediach jak Wielki Rozsutec czy Diery.
W tych popularnych miejscach części krywańskiej potrafi być tłoczno, choć do
tatrzańskiego zagęszczenia dużo tu brakuje, natomiast część luczańska nadal
pozostaje „strefą dla koneserów".
Najwyższy szczyt Luczańskiej Małej Fatry to Velka Luka (1476 metrów). Od razu
spieszę z wyjaśnieniem kwestii nazewnictwa miejsc w słowackich górach, bo
często mam z tym problem. Wiele miejsc ma spolszczone nazwy, które są głęboko
zakorzenione w turystycznej świadomości, jak choćby Mała Fatra i pisanie ich w
słowackiej wersji wydaje mi się nieco sztuczne. Z drugiej strony wiele miejsc
nie ma ogólnie funkcjonujących polskich nazw, a ich spolszczanie byłoby
niezrozumiałe i po części kuriozalne, no bo kto zna słowacki szczyt „Wielka
Łąka". Wybaczcie więc polsko-słowacki misz-masz nazewniczy w tej relacji, aie
wydaje mi się to najrozsądniejszym wyjściem.
Wycieczkę na Velką Lukę planujemy w dwójkę z Adrianem. On przyjedzie tu z
Cieszyna, a ja z Terchowej, gdzie spędzam wakacje. Posiadanie dwóch samochodów
otwiera nowe możliwości przejścia grzbietu Velkej Luki, bo nie musimy robić
pętli - możemy przejść cały grzbiet z innym miejscem startu a innym mety.
Oczywiście można ją zrobić posiłkując się lokalną komunikacją autobusową -
jest to trudniejsze, ale nie niemożliwe.
Na miejsce startu i mety wytyczonej przez nas trasy kursują autobusy miejskie linii 24 i 51, rozkłady jazdy można znaleźć tu: https://www.dpmmartin.sk/
źródło: mapy.cz
Umawiam się z Adrianem w Bystricce (miejscu końca wycieczki) o godzinie 8
rano. Potem pojedziemy jednym samochodem na miejsce startu wycieczki.
Godzina ósma to jak na połowę września stosunkowo późno, nasuwa mi się myśl,
czy nie warto by tego poranka jednak spożytkować w terenie. Przychodzi mi na
myśl tzw. Turczańska Toskania, czyli lekko pofałdowane tereny rolnicze
położone we w Kotlinie Turczańskiej na wschód od miasta Martin. Byłem tam
pewnego późnego popołudnia po zakończeniu wycieczki na Lysec na Wielkiej
Fatrze (nawiasem mówiąc też z Adrianem) i bardzo mi się tam podobało. W
rejonie miejscowości Turčanske Jaseno znajdują się dwie małe wieże widokowe
położone tuż przy drodze, przy jednej zwanej „Rozhladna na Kalniku"
rozpoczynaliśmy wycieczkę na
LYSEC, a na drugą „Rozhladna na Tmi" pojechałem już sam po zakończeniu wycieczki
i na tę właśnie wieżę udaję się na wschód słońca.
Nadzieje na poranne mgły rozwiały się niczym sen złoty, gdy jechałem tu z
Terchovej, ale mimo wszystko tutejsza „Toskania" nie zawiodła.
Končiar i masyw Velkej Luki
Lysec
Krywańska Mała Fatra
Rozhladna na Trni
Pilnowałem czasu wyjazdu spod wieży, żeby się nie spóźnić na umówione
spotkanie z Adrianem, ale się nie udało - przyjeżdżam kilka minut po
ósmej. Zostawiamy jedno auto i jedziemy drugim do Vrutek na miejsce
startu wycieczki. Parkujemy na końcu drogi tuż przed lasem i idziemy w
górę.
w drodze na Minčol - Križava
Stratenec, Suchy, Mały Krywań, Klaczańska Magura
Podejście niebieskim szlakiem jest typowo słowackie, czyli strome i
mozolne, ale pełni świeżych sił idziemy nawet żwawo.
takie se pod górę
Nad nami bezchmurne niebo, robi się coraz cieplej, Adrian narzeka na
ostre światło i totalny brak chmur. Jeszcze te jego narzekania będą
miały moc sprawczą, zobaczycie. Pod grzbietem zwarty las zmienia się w
mieszkankę leśno-trawiasto-borowinową, szczególnie piękną i kolorową
właśnie jesienią. Za tę mieszkankę bardzo cenię jesienne wycieczki w
wyższe góry pozbawione drzew liściastych.
Wielka Fatra
Docieramy na grzbiet Luczańskiej Małej Fatry. Po lewej stronie mamy
Minčol, po prawej jest Maly Minčol, którego nasze górskie doświadczenie
nakazuje bezwzględnie nie omijać, co okazuje się być decyzją słuszną.
Minčol
na Malym Minčolu - Križava, Minčol
Maly Minčol
Na Sedle Okopy pomiędzy Minčolami znajduje się armata, pamiątka po
walkach toczących się tutaj wiosną 1945 roku. Ponoć uważny obserwator
może znaleźć tu pozostałości okopów, umocnień i schronów z tego okresu.
Moglibyśmy wstąpić na działo, ale robimy sobie pamiątkową fotografię w
bezpieczniejszy sposób.
Idziemy na Minčol. Nadal jesienna przekładanka
leśno-trawiasto-borowinowa. Cały czas jest ładnie aż do szczytu, a
dodatkowo w miarę podchodzenia widać coraz więcej Krywańskiej Małej
Fatry jak i różnych ciekawych szczytów części luczańskiej.
Hoblik, Polom
Góry Choczańskie
Na górze stoi krzyż, a jakże, a trochę poniżej wierzchołka jest miejsce
osłonięte od wiatru i wręcz wymarzone na popas.
Maly Minčol i Krywańska Mała Fatra
Góry Strażowskie, z przodu po prawej Kozol
Cały masyw Velkej Luki wygląda z dołu na praktycznie płaski i tak też
nastawiamy na jego przejście, to znaczy że po wyjściu na górę już
zakładamy luz. Jakie jest jednakże nasze zdziwienie, gdy okazuje się, że
z Minčola trzeba zejść w dół aż 144 metry, co oznacza, że później trzeba
będzie tyle samo, a nawet więcej podejść do góry. W sumie to
niedopuszczalne, żeby tak męczyć turystę, jak tak można i kto to
widział. Co gorsza, wchodzimy w las, więc nie ma widoczków. Prawie
skandal. No ale trudno, co robić, jak mawiał klasyk.
Jakoś dajemy radę i wychodzimy wreszcie na otwartą przestrzeń. Zaczyna
się interesująco chmurzyć. Adrianowe narzekania i zaklinanie chmur się
sprawdza, byle nie sprawdziło się mocniej, bo momentami wydaje nam się,
że nad pobliskimi górami pada deszcz, a my nie mamy nic
przeciwdeszczowego, bo nie było opadów w prognozie.
Przed Zazrivą otoczenie zmienia się na płaskowyżowe. Grzbiet masywu
Velkej Luki można porównać do Halnej Fatry, czy też Karkonoszy - wysoko
wznoszące się góry ze stromym podejściem i dużym płaskim obszarem na
szczytach.
na Zazrivej
Na szczęście na straszeniu deszczem się kończy - będziemy tego dnia
świadkiem dynamicznie zmieniającego się nieba bez przykrych
niespodzianek, za to z niewielkimi „fajerwerkami".
Krywańska Mała Fatra
Kozol, Čipčie
Minčol, Maly Minčol
górski krajobraz
tajemnicza ścieżka przed Križavą
Pod szczytem Križavy znajdują się obiekty stacji przekaźnikowej - dwie
wysokie wieże oraz budynek. Wszystko jest otoczone wysokim betonowym
murem. Wieże te stanowią charakterystyczny element krajobrazu grzbietu i
są widoczne z daleka.
Za Križavą schodzimy nieco z grzbietu - idziemy na obiad do Chaty
Javorina. To schronisko turystyczne wybudowane otwarte w listopadzie
2020 roku o modnej ostatnio bryle a'la stodoła. Pod samo schronisko
prowadzi z samego dołu asfaltowa droga, którą wyjeżdżają rowerzyści. Czy
wyjazd elektrykiem po asfalcie, ale jednak na dużą wysokość
(przewyższenie od dołu wynosi 1000 metrów) można uznać za rowerowanie
górskie? Temat jest dyskusyjny, choć ja do elektryków w górach nic nie
mam, bardziej mnie irytują panoszące się w niektórych rejonach motocykle
crossowe i quady.
Jadalnia jest ładne urządzona w drewnie, czuć nowość wyposażenia.
Zamawiamy gulasz kotlikowy i Kofolę. Gulasz jest smaczny, bardzo dobrze
przyprawiony, cena kociołka wraz z pieczywem to 6,6 Euro, czyli na nasze
ok. 29 zł. Mam takie doświadczenia, że słowackie schroniska wygrywają z
polskimi niższą ceną oraz lepszą jakością jedzenia, czego dowodem jest
tutejszy gulasz i czego dowodem będzie również jedzony za dwa dni obiad
w Chacie Pod Suchym.
Gdy wychodzimy ze schroniska, wita na spore zachmurzenie. To dość typowe
dla ciepłych dni (choć dziś akurat za ciepło nie jest) wczesno
popołudniowe „przesilenie", które potem przechodzi w słoneczne późne
popołudnie. Mam też nadzieję i pewne przekonanie, że dziś będzie
podobnie. W związku z tym sugeruję Adrianowi, byśmy chwilę poczekali na
łąkach nad schroniskiem, bo moje oko mówi mi, że warto. Adrian, podobnie
jak ja, jest zapalonym fotoamatorem, a fotografia krajobrazowa to często
czekanie na właściwe światło. Dobrze, że nie ma dziś z nami naszych
małżonek, bo możemy spokojnie poczekać. Czekamy, czekamy i się
doczekujemy.
Po ładnych pejzażach sprzed wieży przekaźnikowej szczyt Velkej Luki
lekko rozczarowuje. Nic to, bo jeszcze mamy sporo grzbietowego szlaku do
przejścia.
Kozol
Teraz czerwony szlak znika w kosodrzewinie, aż do Vidlicy idziemy w
takim wielkim tunelu. Kosodrzewina jest gigantyczna, jeszcze nigdy nie
spotkałem się z tak wielką i rozłożystą niczym w jakiejś tropikalnej
dżungli, a nie w karpackich górach. Robi wrażenie.
Za Vidlicą znowu wychodzimy na otwartą przestrzeń. Opuszczamy czerwony
szlak prowadzący przez cały główny grzbiet Małej Fatry i żółtym szlakiem
kierujemy się powoli do zejścia w dół. Kierujemy się bardzo wolno, bo
jeszcze przed nami całkiem sporo fatrzańskich hal. Znowu mamy dłuższy
postój spowodowany czekaniem na słońce, na szczęście zakończony
pozytywnie.
W okolicy Podkovy obserwujemy punktowe zjawiska atmosferyczne - pas
ciemnego nieba wskazujący na duże miejscowe opady deszczu naprzemiennie
z pojawiającą się tego dnia kilka razy tęczą. Ponieważ opady mają
charakter miejscowy, tęcza nie jest imponująco duża, to raczej jej
wycinek, ale zawsze coś.
Vtačnik na horyzoncie
Klak
po prawej Podkova
Stražov
Wielki Chocz, za nim Tatry
Za Podkovą szlak chowa się między drzewa, wydaje mi się, że już nic ciekawego się dziś nie wydarzy, a ja po prostu nie sprawdziłem dokładnie mapy. Nawet chowam aparat do plecaka, co mi się zdarza bardzo rzadko na wycieczce, głównie w przypadku dużych trudności czy ekspozycji. Ale staje się to, o czym pisałem przy okazji czatowania na słońce nad schroniskiem - gdy docieramy na Humience, to gwałtownie się nad nami rozpogadza, a niskie słońce późnego popołudnia ciepło oświetla otoczenie, co w połączeniu w ciągle dużymi chmurami nad pobliskimi górami daje mocny akcent na zakończenie wycieczki.
Humience
w dole miasto Martin
A zejście do Bystricki? Podobnie jak wyjście z Vrutek - długie, strome i nudne. Na szczęście na grzbiecie dużo się działo: nie było jakiejś super przejrzystości, ale dynamika i zmienność warunków atmosferycznych wynagrodziły nam to w dwójnasób. Deszcz do nas nie dotarł, a na dole nie musieliśmy czekać na autobus miejski, tylko od razu mogliśmy pojechać po drugi samochód, a potem się rozjechać się: Adrian do Cieszyna, ja do Terchovej. Obaj w poczuciu udanej wycieczki, z gatunku tych które zapadają w pamięć. A dwa dni później poszedłem na Suchy, tam widoczność była żyleta.
Sebastian Słota
Jak dla mnie wycieczka przepiękna - warunki mieliście świetne.
OdpowiedzUsuń