Lysec z biforkiem i afterkiem
Wycieczka w Wielką Fatrę z bonusami, w tym jednym nieoczekiwanym.
źródło: mapy.cz
Gór do zwiedzania jest dużo, staram się odwiedzać różne pasma górskie - mam to
szczęście, że mieszkam w Krakowie, więc możliwości na wyjazdy jednodniowe jest
sporo, nie muszę się ograniczać do wakacji czy długich weekendów. Wielka Fatra
leży niestety dość daleko od Krakowa, ostatnio byłem tu dwa lata temu na
Rakitowie w październiku na jeden dzień i było fantastycznie (relacja
TUTAJ). Miałem do przejechania 200 km w jedną stronę, ale warto było, bo to
fascynujące i przepiękne góry.
Kolejna okazja na wycieczkę na Wielkiej Fatrze nadarza się podczas
wrześniowych wakacji w Terchowej. Godzina drogi i będę na miejscu. Umawiam się
z Adrianem na wspólną wyprawę, Adrian coś mówi o wyjeździe w Tatry, ale nie po
to przecież jadę do Terchowej, żeby z niej jechać w Tatry - wolę wyjazdy w
takie miejsca, z których nie dojadę z domu w jeden dzień (np. w Góry
Strażowskie). Proponuję Lysec i biforek w postaci bezszlakowej wędrówki przez
łąki położone nad Doliną Jasenską. Trasa wycieczki przedstawia się następująco
(odcinek zejścia do Jasenskiej Doliny pod koniec wycieczki zamiast zaznaczonej
na mapie na różowo ścieżki rowerowej schodzimy wzdłuż wyciągu narciarskiego).
Umawiamy się o 6 rano pod wieżą widokową zlokalizowaną przy drodze
(Rozhladna na Kalniku). Rano mijam po drodze drugą wieżę widokową położoną 3
km wcześniej (Rozhladna na Trni), która niczym strzelba Czechowa wystrzeli
pod koniec wycieczki. Tuż przed punktem naszego spotkania przez drogę
przebiega mi miś. Adrian przyjechał na miejsce spotkania nieco wcześniej,
widział mój samochód i udaje mu się uchwycić tego zwierzaka.
Wychodzimy na wieżę i robimy zdjęcia porannego krajobrazu Doliny Turca.
Spotkałem się w internecie z określeniem tych terenów mianem Turczańskiej
Toskanii, będzie dziś okazji sprawdzić tę nazwę w rzeczywistości. Wydaje
się, że przyjechaliśmy nieco za wcześnie, krajobraz jeszcze jest pogrążony w
cieniu, a słońce będzie wschodzić gdzieś za Lyscem. Przynajmniej nie musimy
się spieszyć. Adrian też fotografuje, więc nie powinien mnie poganiać,
będziemy sobie razem iść pomalutku.
Krótki fragment idziemy asfaltową drogą, po czym kierujemy się na
bezszlakowe ścieżki wiodące pod górką Hradiste do Przełęczy Maziarky i
oglądamy „toskańskie” krajobrazy. Piękne są te łąki, Słowacja to istna
skarbnica górskich atrakcji, nawet poza szlakiem można znaleźć takie
perełki.
Kozia Skala
na pierwszym planie Medzijarky - tamtędy będziemy wracać
Velka Luka
Adrian w kapeluszu z piórkiem niczym Włóczykij z Doliny Muminków
Z Przełęczy Maziarky schodzimy w dół do Doliny Jasenskiej. Odcinek przez nas
przebyty jest na tyle ciekawy, że spokojnie może funkcjonować jako
pojedyncza krótka wycieczka. Niemniej my mamy inne plany na resztę dnia,
idziemy zdobywać Lysec. Zdobywanie Lysca w naszym przypadku oznacza
podejście niebieskim szlakiem przez las 800 metrów na odcinku trzech
kilometrów. Tu mała dygresja odnośnie planowania trasy w kontekście pogody -
tego dnia miało być bardzo gorąco i słonecznie, dlatego trasę ustaliłem w
takim kierunku, by najdłuższe podejście na trasie zrobić w cleniu, a słońce
zostawić sobie na część zejściową.
O dziwo, idzie się nam znakomicie. 800 metrów pokonujemy „od strzała" z
krótkimi przerwami na fotografowanie (idzie się lasem, więc nie było ich
dużo, parę widoczków, parę zimowitów jesiennych i tyle). Krótkie momenty
pod koniec podejścia prowadzące bardziej odkrytym terenem utwierdzają nas
co do słuszności wybranej trasy (słońce przygrzewa).
przed wierzchołkiem Lysca
Jesteśmy już na szczycie, a wraz z nami kilkunastu turystów. Wierzchołek
Lysca jest specyficzny: po północnej stronie jest cały zarośnięty lasem, za
to po południowej stromo schodzące w dół łąki zapewniają świetny widok na
Wielką Fatrę . Ta wycieczka to jest debiut Adriana w tych górach, bardzo mu
się tu podoba, co mnie cieszy.
autor na Lyscu
Przy tabliczce z oznaczeniem szczytu znajduje się otwarta skrzyneczka, w
której każdy, nawet bardzo wymagający turysta, znajdzie coś dla siebie.
panorama Wielkiej Fatry od Zvolena po Smerekov
Lubena i Tlsta w centrum kadru
Robię też zbliżenia chyba najbardziej znanych szczytów Wielkiej Fatry:
Ploski, Borisova i Ostredoka, ale zdjęcia tych szczytów zrobione później,
przy zejściu z Lysca, okazują się dużo lepsze (słońce pada z "właściwszego
kierunki), więc te z Lysca lądują w koszu. Podejście z Doliny Jasenskiej
mieliśmy w lesie, to teraz zostaje nam przyjemność schodzenia widokowym
żółtym szlakiem.
Adrian i Klak na horyzoncie
panorama Wielkiej Fatry
Na wielu łąkach i polanach znajdujemy dziś zimowity jesienne. Są to
kwitnące jesienią odpowiedniki krokusów, w zasadzie identyczne z wyglądu.
Różni je to, że kwiat krokusa jest mały i ma trzy pręciki, a kwiat
zimowitu jest trochę większy i ma tych pręcików sześć. Nie ma ich tak dużo
jak wiosną na Polanie Chochołowskiej, czy pod Turbaczem, ale jest ich mimo
wszystko sporo. Na jednej z polan podczas zejścia przymierzamy się do
robienia zdjąć tym kwiatom.
Tak wygląda profesjonalna pozycja fotograficzna:
A tak jej efekt:
Mijamy Medzijarky i częściowo zielonym szlakiem, częściowo bez szlaku,
przez piękne polany kierujemy się pod górną stację wyciągu.
Ploska i Borisov
Wyciąg jest czynny, korzystają z niego w lecie rowerzyści downhillowi. My
schodzimy na piechotę wzdłuż krótkiej trasy kolejki. Mała Fatra znika nam za
okolicznymi wzniesieniami.
Jeszcze przed wyjazdem Adrian pytał mnie, czy będziemy mieć po drodze
jakieś schronisko lub bufet. Schronisk wiele nie ma na Wielkiej Fatrze, a
na czynną gastronomię w Dolinie Jasenskiej w lecie zbyt nie liczyłem -
zakładałem, że jest ona otwarta tylko w sezonie narciarskim. Jednak
zostaliśmy pozytywnie zaskoczeni, bo jest czynna restauracja (duże słowo)
przy dolnej stacji wyciągu - pewnie dlatego, że sam wyciąg jest czynny i
jest sporo rowerzystów.
Restauracja jest mocno zapyziała i pachnie mocno zużytym poprzednim
ustrojem. Zamawiamy po langoszu, ja jem go po raz pierwszy w życiu.
Dostaję go w miarę szybko, a o Adrianowym placku kuchnia jakoś zapomina,
chociaż dużego ruchu w interesie nie ma. Dostaje go dużo później niż ja,
bez słowa przeprosin. Ponownie pachnie poprzednim ustrojem.
Pokazuję Adrianowi na mapie Wielkiej Fatry trasę jaką przeszliśmy – ledwo
liznęliśmy te góry. Pasmo jest olbrzymie i bardzo atrakcyjne.
Asfaltową krótką drogą wracamy pod wieżę - nasz punkt startowy. Oglądamy
jeszcze toskańskie krajobrazy, popołudniu przy niskim słońcu to
skojarzenie jest jeszcze bardziej adekwatne.
Turcanske Jaseno
Pod wieżą jesteśmy o 17:40, Adrian wraca do siebie, ja coś czuję, że nie
dojadę tak po prostu do Terchowej. Na wszelki wypadek nie chowam aparatu
do plecaka, lecz kładę go na przednim siedzeniu samochodu. Czucie mnie nie
zawodzi, bo za chwilę się zatrzymuję na poboczu.
Następnie parkuję pod wieżą widokową Rozhladna na Trni. Wieża nie jest
wysoka, podest znajduje się trzy-cztery metry nad ziemią, ale te kilka
metrów wystarczają, by cieszyć się lepszymi widokami. Wieża na Kalniku
jest tej samej wysokości. Słońce jest już bardzo nisko na horyzoncie,
żałuję że nie mam ze sobą statywu do robienia ujęć teleobiektywem, ale na
szczęście platforma wieży jest ogrodzona i jest o co oprzeć łokcie, tzw.
„ludzki statyw". Wieczorna Turczańska Toskania.
Mam nadzieję, że Adrian wróci jeszcze na Wielką Fatrę, bo to są bardzo piękne
góry. Mi pozostaje żałować, że to jest dość daleko od Krakowa, ale jak się
zepnę, to się tam jeszcze wybiorę na jakąś jednodniówkę i wiem, że nie będę
żałował długiej podróży.
Sebastian Słota
Toskania zasługuje na swoją nazwę ��
OdpowiedzUsuń