Prasiva i Chochule - na grani Niżnych Tatr
Trasa przez te trzy góry to dla mnie kwintesencja Niżnych Tatr. Kilkakrotnie
oglądałem te szczyty podczas wycieczek na Wielką Fatrę, ze zdjęć tej części
grani Niżnych Tatr wynikały, że to ciekawe miejsce o połoninowym charakterze
krajobrazu, czyli coś co lubię.
Problem z Chochulami jest taki, że ciężko tam wyznaczyć jakąś sensowną
jednodniową pętlę, a na wycieczkę ze spaniem w namiocie w górach to ja już
się nie nadaję. Czytałem relację Marka Owczarza, który schodził bezszlakowo
z Wielkej Chochuli do Liptowskiej Lużnej, ale jak się go pytałem o to
zejście, to jednak nie polecał.
Okazja na przejście Chochul nadarza się podczas moich jesiennych wakacji na
Słowacji. Mieszkam w Demianowej, a na wycieczkę umawiam się wspólnie z
Adrianem z Cieszyna na dwa samochody. Zostawiamy oba auta w Liptovskiej
Lużnej przy przystanku autobusowym Hronec - jest tam zatoczka, gdzie może
zaparkować kilka aut, a następnie jedziemy jednym samochodem do Korytnicy
Kupeli, skąd zaczynamy wycieczkę pieszą.
źródło: mapy.cz
Okazuje się, ze owe Kupele to miejscowość uzdrowiskowa, mocno już podupadła.
Uzdrowisko ma historię sięgającą XVI wieku, ale pod koniec XX wieku zaczęło
chylić się ku upadkowi i zostało zamknięte w roku 2003. Dziesięć lat później
uzdrowisko kupił francuski przedsiębiorca, który zrekonstruował cztery
źródła wód mineralnych oraz otworzył pensjonat, niemniej większość
uzdrowiskowych budynków znajduje się w stanie ruiny.
kaplica św. Andrzeja
Zaglądamy gdzieniegdzie do tych zabudowań, ale niezbyt dużo, bo przed
nami górska trasa. Lubiący takie eksploracje mogą pobuszować tu nieco
dłużej. Dla zainteresowanych film z Kupeli znaleziony na Youtube:
Pierwszy odcinek trasy to dość długie i łagodne podejście niebieskim
szlakiem na Hiadelską Przełęcz. Bardzo szybko wchodzimy w mgłę, a zamglony
las staje się mocno tajemniczy. Jako że na parkingu mieliśmy nad sobą
błękitne niebo, to ta mgła nie może zwiastować niczego innego jak petardę
widokową na górze.
Przed przełęczą Adrian stwierdza, że kolor mgły, dotychczas chłodny, nieco
się zażółca. Oznacza to ni mniej, ni więcej, tylko fakt, że przez mgłę
zaczyna przebijać słońce. Faktycznie, na przełęczy mamy pierwsze
przebłyski.
Z przełęczy podchodzimy czerwonym graniowym szlakiem. O ile na mapie
podejście wygląda na dość strome, to idzie się nam szybko i sprawnie.
Zaraz za przełęczą wychodzimy ponad mgłę i robi się bardzo słonecznie i
ciepło.
Przez las przebijają widoki na położone na południe od Niżnych Tatr
Veporske Vrchy. Na razie niebo jest krystalicznie błękitne, ani jednej
chmurki na niebie.
Idziemy na Prasivą. Wychodzimy ponad poziom lasu, z tyłu za nami widać
mgły, które wlewają się od północy przez Hiadelską Przełęcz. Jest to
bardzo obiecujący widok, można snuć przypuszczenia, co będzie widać z
góry.
grań Niżnych Tatr: Chabenec, Kotoliska, Skalka, Dumbier
Pod szczytem wchodzimy w gęstą kosodrzewinę, sponad której wystają
wznoszące się nad inwersyjnymi mgłami szczyty Wielkiej i Małej Fatry.
Przypuszczenia się sprawdziły - mamy morze mgieł w dole, szliśmy nim dziś
rano, a teraz jesteśmy nad nim. Czekam z niecierpliwością na miejsce,
gdzie kosodrzewina odsłoni w pełni widok na te moim zdaniem najpiękniejsze
słowackie góry. W końcu jest. Mgła jest bardzo gęsta i będzie się jeszcze
długo utrzymywać. Sama esencja słowackich gór nad chmurami, proszę
państwa:
Halna Fatra, Ploska, Czarny Kamień, z przodu Zwoleń
Rakitow
Mała Fatra: Mały i Wielki Krywań, Chleb, Stoh, Wielki Rozsutec
Suchy Wierch, Zwoleń
Halna Fatra: Kriżna, Frkcov, Ostredok
zbliżenie na Rakitow
Ploska, Czarny Kamień, z przodu grzbiet Zwolenia
Po chwili docieramy na Prasivą. Szukamy sobie miejsca między kosodrzewiną,
by coś zjeść, co mocno wieje chłodny wiatr. Widać stąd nasz dalszy szlak,
jest tu już bardzo kolorowo, czerwień, pomarańcz i żółć są bardzo
intensywne, jak na jesień (bardzo opóźnioną w tym roku) przystało.
po lewej Mała i Wielka Chochula
Wielki Chocz
Kosarzysko, za nim Tatry Zachodnie
Stoh i Wielki Rozsutec w chmurach
zejście z Prasivej
Kozi Chrbat
Prasiva
Mała i Wielka Chochula zlewają się w jeden grzbiet z niewielkimi
przewyższeniami pośrodku, a wędrówka nim jest dla mnie czymś fascynującym.
Dla mnie ten właśnie odcinek to kwintesencja pejzażu Niżnych Tatr -
łagodne grzbiety, połoniny, mocne kolory, coś jak Bieszczady, albo okolice
Wielkiego i Małego Krywania na Małej Fatrze. Jak już się człowiek wdrapie
na grzbiet Niżnych Tatr, to na górze jest bardzo przyjemnie.
Na blogu Morgusiowe Wędrówki czytałem relację z częściowego przejścia
grani Niżnych Tatr i jest to dla mnie jedna z lepszych górskich relacji,
na jakie natrafiłem w internecie: LINK DO RELACJI
- autor również jest zachwycony tym fragmentem i wspomina, że kojarzy mu
się on z górami Rumunii, a to jest dla niego bardzo poważny stempel
jakości. Cóż, w Rumunii byłem w tegoroczne wakacje i faktycznie są tam
niesamowite góry, a porównanie tego rejonu Niżnych Tatr do tamtejszych gór
jest jak najbardziej uzasadnione.
znikające mgły w dole
Wielki Chocz, Salatyn
Donovaly, nad nimi Wielka Fatra
Wielka Chochula
Prasiva, Mała Chochula
Wielka Chochula
na Wielkiej Chochuli
Pogoda i zachmurzenie zmienia się dynamicznie, raz jest słońce, raz cień, ale
cały czas wieje mocny wiatr, który ma tę zaletę, że żaden cień nie zalega
długo.
Szlak omija Kosarzysko, ale my tam idziemy. Na wierzchołek prowadzi
ścieżka w borowinie, wyglądająca jakby był wycięta przez jakąś maszynę -
szeroka na dwie stopy i idealnie równej szerokości. Spotykamy pana
zbierającego borówki. Pan jest w wieku emerytalnym, a przemierza grzbiet z
dwoma ciężkimi od borówek plastikowymi wiaderkami w ręce. Nieźle.
Wielki Chocz, Salatyn, w dole Liptowska Lużna
Z Kosarzyska idziemy pod Skałką na Przełęcz Pod Skałką. Szlak omija samą
górę, trawers pod nią to jedyny leśny odcinek na dzisiejszym grzbiecie, na
szczęście niezbyt długi. Za lasem wychodzimy na łąki pełne żółtych traw
oraz borowin robimy sobie w tych trawach ostatni postój.
Wielka Hola (przed nią Skałka), Latiborska Hola
Wielka Chochula
Sarpata, Tlsta, Salatyn
Latiborska Hola
Szukamy teraz początku żółtego szlaku - zejścia do Liptowskiej Lużnej.
Ścieżka jest, na początku ledwo widoczna w trawie, potem jest lepiej.
Zejście tym szlakiem ukazuje nam inne oblicze Niżnych Tatr - poza kilkoma
popularnymi szlakami są to góry rzadko odwiedzane, ścieżki są często
strome, pozarastane, osypujące się i mało przyjazne dla turysty. O ile
podejście na Hiadelską Przełęcz było sympatyczne: łagodne i wygodne, to tu
mamy „szybkie" i strome zejście na dół z dużą ilością luźnych kamieni na
ścieżce. Zaliczam jedną "glebę".
miłe złego początku na żółtym szlaku
tam byliśmy
w stronę Halnej Fatry
Z zejścia widać górną część Liptowskiej Lużnej, jednej z dłuższych wsi na
Słowacji. Jak często bywa w takich momentach, zazdroszczę Słowakom widoku
tych wsi, skupionych wokół drogi, z ładnymi i niezabudowanymi łąkami i
polami nad miejscowością. U nas te pola byłyby upstrzone domami aż po
granicę lasu, to jest „czysto" i fotogenicznie.
Skracamy sobie drogę na przystanek autobusowy, gdzie mamy zostawiony
samochód -zamiast schodzić do końca żółtym szlakiem, idziemy przez Stitovą.
Według Adriana ma być tam lepsze zejście, lecz takim się nie okazuje
niestety, ale przynajmniej wychodzimy wprost na przystanek.
Rakitow, Smrekowica
Jedziemy do Korytnicy, gdzie mamy zostawiony drugi samochód i na tym
kończy się nasza wycieczka. Adrian czeka długa droga do domu, mnie
zdecydowanie krótsza do Demianowej. Cieszę się, że udało mi się
zrealizować jedno z moich górskich marzeń na Słowacji i to jeszcze w
warunkach, o jakich zawsze marzę o tej porze roku: mgły w dolinach, piękne
kolory na szczytach, to się zawsze bardzo miło ogląda.
Drugie moje słowacko-górsko marzenie również zostało spełnione na tych
wakacjach, ale o tym będzie za kilka relacji.
Stokrotne dzięki za ten opis i podzielenie się również linkiem do innego bloga.
OdpowiedzUsuńOtworzyłeś okno na mało znane ,wręcz nieznane dla mnie tereny.
Opowieść barwna i piękna jak fantastyka .Opatrzyłeś to również pięknymi zdjęciami.
Az żal że teraz trzeba czekać ponad pół roku by móc tam isc , a nogi same niosą.
Pozdrawiam .