Sighisoara - perła Transylwanii
To zabytkowe miasteczko z niewielką starówką robi wielkie wrażenie na turystach.
Zrobiło też na nas.
Można wyjść na schodki prowadzące do bramy w Baszcie Szewców, nie mogę
odpuścić takiej okazji.
Jego uroda i wartość zabytkowa była powodem wpisania na listę światowego
dziedzictwa UNESCO.
Jak wieść niesie, osadnictwo na miejscach obecnej
Sighisoary ma miejsce już w czasach dackich i rzymskich. W późnym
średniowieczu miasto przeżywa znaczny rozkwit - w czternastym wieku działa tu
25 cechów i znajduje się siedziba saskiego sądu oraz okręgu administracyjnego
podporządkowanych stolicy w Sybinie, zwanym wtedy z niemiecka Hermannstadt. W
latach 1431-1435 mieszkał tu Vlad Dracula (Diabeł), ojciec słynnego Vlada
Tepesa (Palownika), czyli Draculi.
Od początku siedemnastego wieku przez ponad dwieście lat na Sighisoarę spadał
istny deszcz nieszczęść i plag żywiołowych:
1. w 1601 roku miasto splądrowały wojska austriackie,
2. w 1603 roku 2 tysiące mieszkańców miasta zmarło z powodu epidemii dżumy,
3. w 1604 roku miasto ponownie najechały wojska austriackie,
4. w 1612 roku Sighisoarę zaatakowały wojska Gabriela Batorego, księcia
Siedmiogrodu i brata polskiego króla, Stefana Batorego,
5. w 1647 roku mieszkańcy miasta ponownie padli ofiarą epidemii dżumy,
6. w latach 1667,1736 i 1788 większość zabudowy miast strawiły pożary,
7. w 1704 roku miasto zostało splądrowane przez wojska lstvana Guttiego,
8. w 1771 miasto nawiedziła powódź.
Istne plagi egipskie, ale miasto mimo to istnieje, wygląda pięknie i choć jest
małe, to jest jednym z ciekawszych miejsc w Rumunii do zwiedzania - taka
perełka architektoniczna. Stara zabudowa miasta nie zajmuje dużego terenu,
wszędzie jest blisko, a dawne mury obronne w całości obejmują zabudowę
znajdującą się na Zamkowym Wzgórzu (Dealul Cetatii). My mieszkamy nieopodal
wzgórza, mamy do centrum miasta ok. 1,5 km. Idziemy na zwiedzanie dość
wcześnie, bo mimo pięknego i słonecznego poranka po południu ma być
apokaliptyczna burza z piorunami i ogromnymi opadami deszczu.
Całą starą zabudowę na wzgórzu można podziwiać z okolicznych ulic, ja znajduję
dobre miejsce do fotografowania przy moście znajdującym się przy dużym
skrzyżowaniu po północno-wschodniej stronie starówki, na Strada Gheorghe
Lazar. Ten most odegra jeszcze bardzo duże znaczenie na koniec wycieczki.
Właściwe zwiedzanie starówki rozpoczynamy przy dużych parkingach znajdujących
się przy Strada Morii. Stamtąd idziemy schodkami i uliczkami pod górę, powoli
zagłębiając się w świat kolorowych kamieniczek Sighisoary.
Miasteczko jest małe, nie trzeba, a nawet nie jest wskazane podążać prostą
drogą do celu, warto trochę pokluczyć po brukowanych uliczkach.
Wieża Zegarowa (Turnul cu Ceas)
Strada Turnului
Wejście za mury obronne odbywa się pod budynkiem Casa Bresleror, potem
przechodzimy pod Wieżę Zegarową (Turnul cu Ceas). Wieża została wzniesiona w
czternastym wieku i do 1556 roku pełniła funkcję ratusza. Grube, dwumetrowe
mury wieży służyły również jako ochrona znajdujących się w wieży składu
amunicji, archiwum i skarbca. Na wieży na początku siedemnastego wieku został
zamontowany zegar z dwiema tarczami.
Aktualnie w wieży i w sąsiednim budynku znajduje się muzeum historyczne,
natomiast z uwagi na remont nie można wejść na jej szczyt w ramach zwiedzania
muzeum. Mamy pecha do tych remontów, dzień wcześniej też nie zobaczyliśmy
wszystkich atrakcji na zamku w Hunedoarze. Dziwi mnie fakt prowadzenia prac
remontowych w zabytkach w szczycie sezonu turystycznego, trudno.
Nasz plan na zwiedzanie Sighisoary jest taki, żeby po przejściu pod wieżą
najpierw obejść starówkę dookoła, potem przejść jej centralną częścią, a dzień zakończyć na wzgórzu z widokiem na Wzgórze Zamkowe. Na
pierwszy ogień idą miejsca zlokalizowane tuż za wieżą: dwa punkty widokowe,
kościół klasztorny NMP (Biserica Mănăstirii) oraz znajdujący się z tyłu
budynku magistratu mini skwer również z widokiem na nową część Sighisoary.
widok na Sighisoarę i wzgórze, na które chcemy iść na koniec dnia
kościół NMP (Biserica Mănăstirii Sfânta Maria)
budynek władz miejskich
widok na nową część Sighisoary
prawosławna katedra św. Trójcy
Między budynkiem władz miasta a kościołem znajduje się pomnik Vlada Tepesa
„Draculi". Ten Dracula jest silnie związany z miejscem, bo jak się moi znajomi
dowiadywali, że byliśmy na wakacjach w Rumunii, to często padało pytanie: „A
byliście w zamku Draculi?” Oczywiście chodzi o zamek Bran i oczywiście nie
byliśmy, bo to przereklamowany obiekt, ale jak widać, dobrze wypromowany.

Cichymi i pustymi uliczkami wędrujemy pod znajdujący się na północnym skraju
murów obronnych skwer, w którym znajduje się pomnik Sándor Petőfiego,
dziewiętnastowiecznego poety węgierskiego, a obok Baszta Szewców (Turnul
Cismarilor).
Miasto słynie z dobrze zachowanych sporych fragmentów murów obronnych i
można spotkać określenie, że jest to „rumuńskie Carcassone". Pierwsze
umocnienia miasta powstały jeszcze w trzynastym wieku, ale szybko okazały
się za ciasne i w czternastym wieku został zbudowany został odcinek długości
800 metrów z czternastoma wieżami (basztami), z czego do dziś zachowało się
dziewięć, czyli dużo. Wieża Zegarowa to pierwsza z nich, a Baszta Szewców
druga. Rozbudowę murów finansowały miejscowe cechy, a ich członkowie
opiekowali się poszczególnymi fragmentami umocnień i basztami, stąd też
nazwy baszt pochodzące od nazw cechów, zupełnie jak w Krakowie.
Kontynuujemy spacer brukowanymi uliczkami Sighisoary pośród kolorowych
domków. Ciekawie jest zobaczyć turystyczne miasto tak trochę „od tyłu" z
dala od utartych szlaków. Mała i kolorowa sighisoarska starówka ma w sobie
wiele wdzięku, a dodatkowym plusem jest fakt, że na tych bocznych uliczkach
widzimy jedynie pojedynczych turystów.
Rzymskokatolicki kościół św. Józefa jest otwarty, ale w środku nie ma nic
ciekawego.
kościół św. Józefa
Baszta Szewców (Turnul Cismarilor)
Strada Tamplarilor
dachy Sighisoary
kościół św. Józefa
Następne etapy spaceru wzdłuż murów to Baszta Krawców (Turnul Croitorilor),
pod którą przebiega droga wjazdowa na starówkę.
Baszta Krawców (Turnul Croitorilor)
Następnie okolice Baszty i Bastionu Rzeźniów (Turnul i Bastionul
Mǎcelarilor) oraz Baszty Kuśnierzy (Turnul Cojocarilor) gdzie kończymy
spacer wzdłuż murów i idziemy do ścisłego centrum.
Jesteśmy na głównym placu miasta - Piata Cetatii. Znajduje się tu m.in. Dom
Pod Jeleniami (Casa cu Cerb) - siedemnastowieczna kamienica ozdobiona rzeźbą
poroża jelenia (od tej rzeźby pochodzi nazwa domu), w której obecnie
znajduje się pensjonat, a nieopodal stoi Dom Drakuli (Casa Dracul), jeden z
najstarszych domów w mieście, w którym prawdopodobnie mieszkał Vlad Dracula,
ojciec Vlada Tepesa, tego najsłynniejszego Drakuli. Jeśli spodziewacie się
jakichś sensacji po Domu Drakuli, to możecie się rozczarować - nie ma ich,
za to jest tam restauracja i kiepskie muzeum.
dom Drakuli
Strada Cositoraliror
Piata Cetatii stanowi również centrum gastronomiczne, znajduje się tu kilka
restauracji. Jak na centrum popularnego wśród turystów miasta, ceny są
bardzo przystępne i znacznie niższe niż w takich miejscach w Polsce. Za
równowartość 30 zł można zjeść całkiem sporą porcję obiadową.
Casa cu Cerb
Choć nad nami jest piękne, błękitne niebo, to mając na względzie zapowiadaną
popołudniową burzę z piorunami odpuszczamy obiad w restauracji, a mieliśmy
upatrzone miejsce - restauracja La Strada przy Strada Scolii (ulica
Szkolna). Tą właśnie ulicą pełną kolorowych kamieniczek idziemy na Schody
Szkolne (Scara Scolarilor) - to 176 schodów prowadzących na jedno
znajdujących się nad Sighisoarą wzniesień - wzgórze Schulberg, na których
znajduje się kilka ciekawych obiektów do zwiedzania.
Zanim jednak wejdziemy na zadaszone na całej długości drewniane schody,
idziemy na szybką kawę do restauracji Terasa Cafe La Scar. Czemu akurat
właśnie tam? Kawiarnia znajduje się tuż przy wejściu na Schody Szkolne i z
jej tarasu nad rozpościera się widok na Strada Scolii.
wejście na Schody Szkolne, po prawej Terasa Cafe La Scara
widok na Strada Scolii
Schody Szkolne (Scara Scolarilor)
Na wzgórzu znajdują się dwa budynki szkolne, kościół oraz cmentarz. Ewangelicko-augsburski kościół Na Wzgórzu (Biserica Din Deal) został zbudowany na przełomie czternastego i piętnastego wieku. W 1483 roku została zakończona renowacja, po której kościół nabrał kształtu późnogotyckiego kościoła halowego. W 1547 roku kościół przejęli luteranie, a uzyskał dzisiejszy wygląd podczas renowacji przeprowadzonej w 1934 roku.
Obok świątyni rozciąga się sporej wielkości cmentarz ewangelicki. Zanurzony w lesie, położony na lekkim spadzie terenu, wygląda interesująco. Na nagrobkach dominują niemieckie napisy.
Na niebie się chmurzy, liście zaczynają niepokojąco powiewać, robi się lekko „grobowo", a my jeszcze mamy w planie wyjście na wzgórze położone na południe od Sighisoary z widokiem na miasto. Lekko klucząc schodzimy w dół ze wzgórza Schulberg i rozpoczynamy wędrówkę na to drugie, bezimienne wzgórze. W miarę podchodzenia robi się na niebie coraz ciemniej, w oddali słychać gdzieś grzmoty. Zastanawiam się, czy jest sens wychodzenia w górę w obliczu nadchodzącej burzy. W sumie nie jest daleko, ale z letnimi burzami nie ma żartów. Zwiększamy lekko tempo, a Ukochana mówi: „Wychodzimy na wzgórze i od razu spadamy. Żadnych zdjęć!".
Dla przyzwoitości zachowuję milczenie, choć obawy pogodowe mam coraz większe.
Idziemy między położonymi na wzgórzu domami. Mamy w sumie już niedaleko na wierzchołek wzgórza, robi się coraz ciemniej na niebie, gdy na drodze stają nam trzy siedzące na niej trzy psy. Siedzą i patrzą się na nas. Ukochana boi się psów, ja też do końca nie jestem pewien ich reakcji. Postanawiamy odpuścić i wracamy na dół kierując się w stronę mostu na rzece Tarnawie. Zaprawdę powiadam wam, te psy zesłała nam Opatrzność.
Po drodze widzimy Zamkowe Wzgórze - nie jest to może widok, jaki mieliśmy w planie, ale daje pewne pojęcie, co można zobaczyć wychodząc wyżej.
Docieramy na skrzyżowanie obok mostu. Nad zabytkową częścią miasta wiszą imponujące burzowe chmury zbliżające się zauważalnie do nas. Nie odpuszczę, muszę iść na most zrobić zdjęcia. Ukochana protestuje, ale po chwili sama wyciąga telefon komórkowy.
Na kwaterę mamy ok. 1 km. Nagle robi się ciemno jak w nocy i zaczyna mocno wiać. Nadchodzi Armageddon. Ukochana mówi - biegniemy. Na szczęście biegniemy z wiatrem, bo wieje coraz mocniej. Docieramy do pokoju lekko tylko zmoczeni, potem przychodzi prawdziwa nawałnica. Nie wiem, co byłoby z nami, gdyby nie te psy. Amen.
Sebastian Słota
Komentarze
Prześlij komentarz