Suliła i Wysoki Wierch, ale nie ten w Małych Pieninach
Dwie małe górki położone na skraju Bieszczad, w rejonie Rzepedzi. Właściwie
można by się zastanawiać, czy to są jeszcze Bieszczady, czy też już Beskid
Niski. Wprawdzie granicę między tymi dwoma pasmami stanowią doliny Osławy i
Osławicy, niemniej krajobraz tych górek jest bliźniaczo podobny do znajdującej
się po drugiej stronie Osławy Rzepedki.
Wzniesienia te są położone nad miejscowością Turzańsk, do której przyjeżdżamy
samochodem wracając do Krakowa z dwutygodniowych październikowych wakacji w
Wetlinie. W dzień powrotu do Krakowa mamy piękną pogodę, szkoda ten dzień
zmarnować tylko na jazdę samochodem, trzeba wykorzystać piękny jesienny dzień.
Jedziemy właśnie do Turzańska na krótką trzygodzinną pętlę, która pozwoli
spożytkować korzystną aurę. Będziemy wędrować niskimi górami (ok. 700m. npm.)
i pięknymi położonymi na nich łąkami. Okolice Komańczy obfitują w takie
spacerowe tereny. W te wakacje zwiedziliśmy w tym rejonie Wahalowski Wierch i
Rzepedkę, a z ciekawszych miejsc w tym rejonie pozostają do zobaczenia
Żurawinka i Hora z Jasieniną. Może wiosną, jak łąki pokryją się świeżą
zielenią?
Na razie mamy eksplozję jesiennych barw. Wiatry, które kilka dni temu zwiały z
bieszczadzkich drzew większość liści, tu na niższych terenach najwyraźniej nie
były tak odczuwalne, bo okoliczne lasy nadal ubrane są w złoto i czerwień.
źródło: mapy.cz
Parkujemy samochód przy cerkwi św. Michała Archanioła. Aż do Suliły będziemy
poruszać się bezszlakowo. Na grzbiet Wysokiego Wierchu wychodzimy drogą
gruntową pośród terenów rolniczych. Mamy do pokonania niewielkie
przewyższenie, ale w miarę podchodzenia pokazuje się coraz więcej gór z
pogranicza Bieszczadów i Beskidu Niskiego.
cerkiew św. Michała Archanioła w Turzańsku
Sokoliska (te z wieżą przekaźnikową)
Wychodzimy na grzbiet Wysokiego Wierchu. Dalej idziemy przez pola i łąki
równolegle do wsi Turzańsk.
Po drodze przechodzimy przez teren, gdzie kiedyś był las, teraz zostało
tylko puste pole po wycince.
wiatraki za Żurawinką
Krajobraz przypomina trochę Małe Pieniny i rejon tamtejszego Wysokiego
Wierchu i Durbaszki. Oczy mi się śmieją do tych widoków, bo szlak
grzbietem Małych Pienin to jedna z moich ulubionych górskich wycieczek.
w dole Turzańsk
Przed nami Suliła.
Wysoki Wierch
Wierzchołek Suliły jest cały porośnięty lasem, stoi tam również stacja
przekaźnikowa. Trzeba zrobić to niewielkie podejście, przejść przez
zalesiony fragment szlaku i znowu wyjść na widokowe polany w kierunku
Przełęczy Pod Suliłą. Przez ten krótki odcinek zejścia z Suliły idziemy
niebieskim szlakiem Sanok - Chryszczata.
góra Polanka
Za przełęczą wracamy pod cerkiew przez cichą wieś Turzańsk. Po prawej
stronie widzimy łagodne pagórki, po których szliśmy wcześniej.
cerkiew św. Michała Archanioła w Turzańsku
Cerkiew jest niestety zamknięta, nie ma możliwości jej zwiedzenia.
Wsiadamy do auta i tym samym kończymy nasze bieszczadzkie wycieczki w tym
roku. Jedziemy jeszcze na obiad do „Leśnej Willi" w Komańczy. To zabytkowe
schronisko górskie położone przy drodze prowadzącej do klasztoru sióstr
Nazaretanek i czerwonym szlaku na odwiedzony przez na początku wakacji
Wahalowski Wierch.
Parkujemy na parkingu przy głównej drodze. Parking jest duży, przeznaczony
również dla autokarów, bo sporo wycieczek zatrzymuje się tutaj, aby zwiedzić
klasztor - miejsce internowania kardynała Stefana Wyszyńskiego. Po drugiej
stronie parkingu znajduje się przystanek autobusowy, przy którym jakiś
pojedynczy turysta usiłuje złapać okazję w kierunku Sanoka. Szanse ma małe,
bo ruch samochodowy jest symboliczny.
Dojście do „Leśnej Willi" zajmuje nam kilka minut. Jemy tam obiad i wracamy
na parking. Od zaparkowania przez nas auta minęło ok. czterdzieści minut, a
turysta nadal stoi na przystanku. Pytamy, gdzie go podwieźć. Okazuje się, że
wraca do Warszawy, chce złapać okazję do Sanoka, a potem jakoś dostać się do
Krakowa, skąd pojedzie do domu pociągiem. Najwyraźniej los się do niego
uśmiecha po długim oczekiwaniu, bo zabieramy go ze sobą aż do Krakowa, co
jest dla niego dużą oszczędnością czasu.
Niestety nasze dwutygodniowe wakacje w Wetlinie dobiegają końca. Po
zeszłorocznym tygodniowym pobycie w październiku pomysł przyjazdu tu na
wakacje w apogeum polskiej złotej jesieni okazał się strzałem w dziesiątkę.
Udało się w ciągu tych dwóch tygodni zrealizować 10 wycieczek, z czego kilka
z nich było naprawdę wystrzałowych. Ja się zakochałem w Bieszczadach, szkoda
że dopiero teraz, ale lepiej późno niż wcale.
Znajomi dopytują mnie, czy w związku z moją nową fascynacją tymi górami,
zamierzam tam spędzić kolejny urlop. Otóż nie. Lubię zmieniać miejsca, do
których jeżdżę na wakacje, a po łącznie trzech tygodniach spędzonych w
Wetlinie, mam zwiedzoną znaczną część Bieszczad i większość
najatrakcyjniejszych miejsc tutaj, choć pewnie na kolejne dwa tygodnie
znalazłoby się kilka pomysłów na wycieczki np. pasmo graniczne, dolina
Górnego Sanu, wieża widokowa na Jeleniowatym, Żurawinka oraz źródliska
Jasiołki w Beskidzie Niskim i pewnie jeszcze kilka innych miejsc.
Ja jednak
chcę teraz pojechać październiku w „słowackie Bieszczady", czyli na Wielką
Fatrę z założoną bazą gdzieś w rejonie Rużomberoka, żeby mieć blisko właśnie
tam, ale również w Niskie Tatry i Liptów. Mam nadzieję, że te plany się
spełnią.
wielkofatrzański krajobraz
Sebastian Słota
No po takiej pogodzie, tych kolorach, to byłoby się ciężko nie zakochać! A wiem, bo sam to w tym roku widziałem i po prostu nie da się tego opisać, tych kolorów jakie były tej jesieni w Bieszczadach...fajne te polany!
OdpowiedzUsuńJesień w tym roku nam się zdecydowanie udało. Chociaż zakończyłem relacjonowanie wakacji w Bieszczadach, to jeszcze będą trzy jesienne relacje z października i listopada ubiegłego roku.
Usuń