Połonina Wetlińska wte i wewte
Na Smerek i z powrotem.
Wychodzimy z lasu na połoninę.
Dlaczego przeszliśmy Połoninę Wetlińską w obie strony, co chyba nie jest
powszechnym rozwiązaniem? Powodów było kilka.
Pierwszy i podstawowy był fotograficzny: w październiku dzień jest krótki,
słońce się szybko przesuwa po horyzoncie, więc światło może być zupełnie
inne w idąc jedną, a inne w drugą stronę.
Drugi powód był komunikacyjny: w Bieszczadach nie ma regularnej komunikacji
publicznej, jeżdżą tylko busy działające trochę jak taksówki – jak się
zbierze kilka osób chcących jechać w to samo miejsce, to busiarz ich
zabiera. My chcieliśmy jechać na Przełęcz Wyżnią wcześnie, żeby uniknąć
tłumów, poza tym ja lubię wcześnie, więc dostęp do busiarzy mógł być
utrudniony.
Trzeci powód był meteorologiczny: prognoza pogody na ten dzień była zmienna,
więc idąc dwa razy tą samą trasą była większa szansa na ciekawe warunki, co
w sumie można też podpiąć pod pierwszy powód.
Czwarty powód był kondycyjno-odległościowy: wracając ze Smereka na Przełęcz
Wyżnią zamiast zejścia do Wetliny robimy 18 km, raptem 4 km więcej, a po
drodze jest tylko jedno niewielkie podejście na Osadzki Wierch, różnica jest symboliczna.
Po wczorajszej pogodowej niespodziance na Tarnicy pakujemy do plecaków
kurtki przeciwdeszczowe, mimo że ma nie padać. Wstajemy rano i wyruszamy z
Wetliny o siódmej rano. Wieś jeszcze śpi, mijamy po drodze nieliczne
samochody. Na parkingu pod sklepem ABC, który jest jednocześnie miejscem
postojowym dla busów, pusto – ani jednego pojazdu. Przyjeżdżamy na parking
na Przełęczy Wyżniej, jest jeszcze nieczynny, tzn. nie ma jeszcze
parkingowego. Aut stoi kilka. W drodze pod Chatkę Puchatka spotykamy kilka
osób, tak naprawdę większe tłumy mamy dopiero na Przełęczy Orłowicza. To
tyle w temacie tłoku na bieszczadzkich szlakach, jest tak samo jak Tatrach,
Pieninach, Karkonoszach i innych popularnych górach, kto rano wstaje…
Na razie słoneczko przyjemnie przygrzewa, wędrujemy w górę. Spotykamy po
drodze łanię zupełnie nie przestraszoną naszą obecnością. Zwykle sarny i
tym podobne zwierzęta są płochliwe, ta się w spokoju pasie w odległości
1,5-2 metrów od nas i w ogóle nie reaguje na nas – wie, że w parku
narodowym nic się jej nie powinno stać.
Leśny odcinek żółtego szlaku jest ogrodzony płotem zabezpieczającym przed
rozdeptywaniem poboczy, to częsty widok w Bieszczadach.
Ciekawą rzeczą jest specyfika pięter roślinności bieszczadzkiej, odmienna
od tej, którą możemy spotkać w polskich górach o podobnej wysokości. Z
uwagi na suche południowe wiatry wiejące od Niziny Węgierskiej mamy tu
obniżoną do 1150 m granicę lasu regla dolnego i co najważniejsze: brak
jest regla górnego i pasma kosodrzewiny – powyżej lasu rozciągają się
połoniny stanowiące charakterystyczny element bieszczadzkiego krajobrazu i
przesądzający o wielkich walorach krajobrazowych tych gór.
Do obecnego krajobrazu połonin przyczyniły się trwające przez kilka
stuleci wypasy bydła i owiec, wycinanie zarośli w celu utrzymania pastwisk
oraz wypalanie lasu w strefie jego górnej granicy. Po II wojnie światowej,
w wyniku likwidacji wielu bieszczadzkich wsi nastąpiło zaprzestanie
gospodarki na połoninach, ale nie widać tu ich zarastania tak typowego dla
polan Beskidu Sądeckiego czy Gorców. Może właśnie surowy klimat temu nie
sprzyja?
W moim górskim wycieczkowaniu najbardziej lubię takie otwarte,
przestrzenne szlaki prowadzące łąkami lub polanami, z szerokimi widokami
dookoła. Nic dziwnego, że chłonę jak gąbka te bieszczadzkie pejzaże, a to
przecież dopiero początek wycieczki. Co będzie dalej?
Dziś wieje stosunkowo mocno, ale nie tak jak wczoraj na Tarnicy. Poza tym
świeci słońce, trawy się złocą, nad nami piękne niebo, wymarzone warunki
do wędrówki.
Na Przełęczy Wyżniej na parkingu nadal tylko pojedyncze auta, a my
wędrujemy w towarzystwie pojedynczych osób. Spoglądamy w tył na panoramę
Bieszczad.
Połonina Caryńska, Tarnica, Pliszka, Czeremcha, Mała i Wielka
Rawka
W związku z budową nowego schroniska w miejscu Chatki Puchatka został
zmieniony przebieg czerwonego szlaku prowadzącego przez Hasiakową Skałę i
obok schroniska – wiedzie on teraz pod grzebietem i omija teren budowy.
Nawiasem mówiąc, nic na tej budowie się nie dzieje, przynajmniej z tego,
co było widać z oddali.
Mała i Wielka Rawka
Wychodzimy na grzbiet za Hasiakową Skałą i dalej wędrujemy już „po
staremu”. Pogoda zmienia się dynamicznie, niebo nie jest „płaskie” i
bezchmurne – dużo się na nim dzieje. Fascynujące są te bieszczadzkie
pejzaże.
Tu nawiążę do gór Słowacji, które bardzo lubię, w szczególności rejon
Małej i Wielkiej Fatry. Ta druga często nazywana jest „słowackimi
Bieszczadami” właśnie z uwagi na rozległe połoniny na grzbietach i łagodne
kształty wierzchołków. Można też powiedzieć odwrotnie, nazwać Bieszczady
„polską Wielką Fatrą”, myślę że nikt się za takie porównanie nie obrazi.
Zresztą spójrzcie na kilka kolejnych zdjęć:
Wychodzimy na Osadzki Wierch.
Na Osadzkim Wierchu robimy krótki postój, posilamy się i pijemy ciepłą
herbatę. Cały czas dość mocno wieje, ale w sumie jest w miarę ciepło.
Czapeczka na uszy znakomicie chroni przed wiatrem.
w stronę Połoniny Caryńskiej
Roh
Nad Rawkami się kotłuje na niebie. Częsty to nasz widok w tym tygodniu,
gdy nad połoninami czy Tarnicą jest w miarę słonecznie, a na południu
kłębią się ciemne chmury.
Osadzki Wierch, Hasiakowa Skała, Połonina Caryńska
Idziemy dalej, na horyzoncie widać już Smerek, cel naszej wędrówki.
Dochodzimy do Przełęczy Orłowicza pod Smerekim i dopiero tutaj spotykamy
się z większą ilością turystów. Większość z nich wyszła z Wetliny żółtym
szlakiem. No to na Smerek!
Poza raz kolejny widzimy taką tabliczkę postanowioną w celu ochrony
przyrody. Tu jest park narodowy, oczywiście nie wolno zbaczać ze szlaku.
widok ze Smereka na zachodnią stronę
Na Smereku mocno wieje, nie są to warunki na długi postój. Wracamy,
oczywiście tą samą trasą. Zachmurzenie wzrasta, robi się nieco bardziej
„klimatycznie”.
Hnatowe Berdo
Pod Osadzki Wierch docieramy dość szybko, nie robię w tę stronę dużo
zdjęć, na to jednak schodzi trochę czasu. W międzyczasie się rozpogadza i
robi się nadzieja na piękne popołudnie na zakończenie wycieczki.
Spod Hasiakowej Skały skręcamy w prawo na nowy odcinek szlaku omijający
Chatkę Puchatka. Ziszcza się nadzieja na piękne popołudnie. Warto było
wracać tą samą drogą!
Połonina Caryńska
Wkraczamy w las, po drodze spotykamy łanię pasącą się przy szlaku. To chyba
ta sama, co rano. Tym razem otoczona jest wianuszkiem turystów robiących jej
zdjęcia, ale w ogóle jej to nie przeszkadza w skubaniu przyszlakowych
krzaków.
Schodzimy na parking na Przełęczy Wyżniej, tam udajemy się na obiad do
„Zajazdu u Górala”. Jemy go na polu (w tłumaczeniu na polski: na dworze),
podziwiając wznoszącą się nad nami Połoninę Caryńską.
Za nami drugi piękny bieszczadzki dzień, wrażenia mam równie mocne jak z mojej zeszłorocznej październikowej wycieczki na Rakitow w Wielkiej Fatrze. Nazajutrz
udajemy się na kolejnego klasyka - krótką, ale pełną wrażeń widokowych
wycieczkę na Małą i Wielką Rawkę.
Sebastian Słota
Fajna wycieczka.
OdpowiedzUsuń