Potaczkowa i inne pagórki

Wiosenna wycieczka z Rabki-Zdroju.


Wycieczka moja, odbyta w piękny majowy dzień, jest pewną wariacją na temat nowego, wytyczonego dopiero w 2011 roku szlaku Rabka-Zdrój – Mszana Dolna.

Szlak ten prowadzi łagodnie przez rabczańskie pola i łąki, jedynie w niewielkim stopniu wiedzie leśnymi ścieżkami w rejonie Grzebienia. Jest on powszechnie zachwalany jako piękny i widokowy. Postanowiłem sprawdzić na własne oczy, czy rzeczywiście jest tam tak wspaniale, jednak nie zdecydowałem się na wędrówkę ściśle czarnym szlakiem do Mszany, ale udać się z pewnymi odchyleniami od szlaku na Potaczkową, a potem innymi ścieżkami wrócić do Rabki.

Precyzyjnie ustalona marsztura wycieczki miała wyglądać następująco:

link do mapy on-line: https://en.mapy.cz/s/bovuceratu

Wyjechałem z Krakowa tuż przed wschodem słońca. Tradycyjnie podczas jazdy Zakopianką szukałem fajnych plenerów. Pierwszy się trafił w miejscu dobrze mi znanym, na zakręcie w Krzyszkowicach przed Myślenicami. Drugi plener to było sprawdzenie nowego miejsca w Naprawie. W okolicy przystanku autobusowego na Zakopiance pięknie się prezentuje Babia Góra, zwłaszcza rano, gdy mgły zalegają nad obniżeniem Naprawy i Jordanowa. Często się tam zatrzymuję po drodze, ale tym razem chciałem sprawdzić znajdującą się trochę dalej lokalną drogę zjazdową do Naprawy. Rekonesans się udał, na pewno tu przyjadę przed jakąś wycieczką w góry na wschód słońca.

w Krzyszkowicach

w Naprawie

Babia Góra z Naprawy

W Rabce zaparkowałem samochód w pobliżu siedziby Grupy Regionalnej GOPR, przekroczyłem mostek na potoku Słonka i rozpocząłem marsz pod górkę. Pierwsza niespodzianka spotkała mnie zaraz przy końcu zabudowań na ścieżce: pojawił się tam szlaban z napisem "teren prywatny". Nie chciałem ryzykować spotkania z wściekłym gospodarzem (różnie to bywa) lub z jego psem, ominąłem parkan, zszedłem na dół, po czym ulicą Wiejską i polami dotarłem do pierwotnej drogi. Jak ktoś lubi ryzyko, może spróbować przejść tamtędy, może ten szlaban jest niegroźny. Za zabudowaniami droga wyszła na łąki z widokiem na Rabkę. W zasadzie południowe stoki Bani i Grzebienia poprzecinane są wieloma polnymi drogami, nie trzeba ściśle trzymać się jednej z nich, a i tak wyjdzie się na górę.

poranek w drodze na Banię

Na polach było wiosennie i zielono. To była już moja druga wiosenna wycieczka w niskie Beskidy (dwa tygodnie wcześniej byłem na Kiczerze w Beskidzie Małym) i jej początek stanowił potwierdzenie, że w niskich partiach Beskidów wiosna jest najpiękniejsza. W ogóle to uważam, że maj i październik to dwa najpiękniejsze miesiące na beskidzkie wędrówki, sprawia to majowa soczysta, świeża zieleń (o ile nie grasują Zimni Ogrodnicy) oraz październikowa złota polska jesień pełna intensywnej żółci i czerwieni.



Po krótkim spacerze (na całym dzisiejszym szlaku nie znajdę ostrych podejść) doszedłem pod Banię. Tam po wschodniej stronie dochodzi niebieski szlak z Rabki, który jednakże zamiast polami, większość podejścia prowadzi pomiędzy zabudowaniami albo lasem (kto te szlaki wytycza?).
Na Bani zieloność aż tryskała. Spotkałem miejscowego spacerowicza z psem, zamieniliśmy kilka zdań o wiośnie i pięknej pogodzie. Z jednej strony Bani było widać wierzchołek Lubonia Wielkiego, z drugiej był widok na wychylające się czubki Tatr, białe, obsypane świeżym majowym śniegiem oraz na skrytą za unoszącą się poranna mgłą Babią Górą. Przez te unoszące się mgły  widoczność była średnia, po raz pierwszy w ciągu ostatnich kilku lat pomyślałem sobie przewrotnie, że może za wcześnie tu przyjechałem? Ale w sumie przecież udałem się na tę wycieczkę w poszukiwaniu wiosennego klimatu, a nie dalekich widoków, w końcu Babia czy Tatry dziwne nie są. W każdym razie zafundowałem sobie pierwszy postój dzisiejszego dnia połączony ze wspomożeniem nastroju niezawodną czekoladą wiodącego producenta czekolad.

widok na Rabkę i Tatry

Luboń Wielki - dziś po raz pierwszy

domek letniskowy niczym chatka Baby Jagi

wiosna na Bani

Następnie ruszyłem ścieżkami w stronę czarnego szlaku wiodącego przez Grzebień na Potaczkową.


Tatry spod Grzebienia

Grzebień i znajdujące się na jego południowym stoku łąki to znakomite miejsce widokowe na Gorce.

Teraz już czarnym szlakiem zacząłem schodzić z Grzebienia. Szlak ten jest oznakowany dość kiepsko, wskazana jest dobra orientacja w terenie - trzeba się skupić przy maszerowaniu lub wspomagać się mapą albo GPS. Po przejściu krótkiego odcinka leśnego szlak schodzi na polanę, nad którą centralnie wznosi się Luboń Wielki, góra która mi towarzyszyła przez całą wędrówkę na Potaczkową. Czarny szlak dalej prowadzi na północ, ja jednak skręciłem w prawo, na bezszlakową ścieżkę zejściową do drogi. Kiedyś wiódł nią szlak, ale podobno z uwagi na jakieś kwestie własnościowe aktualnie został on puszczony mniej atrakcyjną ścieżką obok oczyszczalni ścieków.

Luboń Wielki po raz drugi i nie ostatni

bezszlakowe zejście z Grzebienia

widok na Lubogoszcz i Rabę Niżną

Po przejściu kolejnego, również krótkiego odcinka leśnego ścieżka pośród łąk dociera nad przysiółek Frankówka. Tutaj dołączył do mnie czteronogi niespodziewany kolega. Jak to się stało? Stałem sobie na drodze i robiłem zdjęcie Lubonia Wielkiego (a jakże) w wiosennym anturażu. Po drugiej stronie drogi był dom jednorodzinny, przy którym urzędowały dwa kundelki. Na mój widok zaczęły szczekać, a jeden z nich podbiegł do mnie i zaczął mnie obwąchiwać. Ja lubię psy i nie boję się zetknięć z nimi na wycieczce, o co nietrudno na wiejskich odcinkach szlaków. Poza tym ten szczekał jakoś tak radośnie, merdając przy tym mocno ogonem. Gdy zacząłem iść dalej, zaczął biegnąć za mną. Zdarza się, pomyślałem, pewnie przejdzie kawałek i się wróci.

Luboń Wielki z przysiółka Frankówka

gdzieś na szlaku

Ale nie, pies cały czas szedł przede mną i co chwilę odwracał się, patrząc czy idę za nim. Doszliśmy do drogi, którą przecinał czarny szlak i dalej podążyliśmy lasem wzdłuż czarnego i żółtego szlaku. Pies cały czas przede mną, jakby wiedział dokąd idę. Skąd wiedział, że idę na Potaczkową? Jednocześnie cały czas obsikiwał okolicznie drzewa. W pierwszej chwili nie zwróciłem na to uwagi, ot pies wyszedł na spacer „za potrzebą”, ale potem pomyślałem sobie, że może on w ten sposób oznacza sobie drogę powrotną? Do domu miał coraz dalej. Chciałem mu zrobić zdjęcie, ale był nieufny wobec obiektywu aparatu, na razie zachowywał też zrozumiałą ostrożność wobec moich kijków turystycznych. Ale w miarę dalszej wędrówki chyba nabierał zaufania, bo zaczął reagować  na moje okrzyki. Doszliśmy razem do rozstajów czarnego i żółtego szlaku, a pies wiedział że powinien skręcić w lewo. Zacząłem na niego wołać, żeby podszedł do mnie, ponownie chciałem spróbować zrobić mu zdjęcie, tym razem się udało.


Po dłuższej chwili pies zaczął mnie słuchać: mówiłem „stój”, on stawał, mówiłem „chodź do mnie” przybiegał. Jednocześnie cały czas prowadził mnie we właściwym kierunku. Schodziliśmy czarnym szlakiem do drogi na Olszówkę. Po prawej stronie widać było już Potaczkową. Tuż nad drogą szlak wyprowadził nas na piękną łąkę z rozległym widokiem na Beskid Wyspowy. Pies hasał po niej w najlepsze. W pewnym momencie zaczął mi się łasić do nogi i pozwolił podrapać za uchem i pod pyskiem. Był już „mój”. Razem zeszliśmy do drogi.

widok na Potaczkową

panorama od Lubonia Wielkiego po Ćwilin

radosne merdanie ogonem

zejście do Olszówki

W Olszówce pozostało już tylko podejść na Potaczkową. Początkowy odcinek podejścia wiódł asfaltową drogą pośród domów. Było coraz cieplej. Na leśnych odcinkach pies pił wodę z kałuż, ale tu już ich nie było. Pies, który do tej pory mnie wyprzedzał, nagle zaczął iść coraz wolniej za mną. Odwróciłem się i popatrzyłem na niego. Ciężko sapał z językiem maksymalnie wywieszonym na zewnątrz. Nie miałem dla niego wody i wiedziałem, że szansa na jakiś wodopój jest za dobre parę kilometrów. Pragnienie wyzierało z jego oczu, patrzył nade mnie tak błagalnie. Powiedziałem do niego:
- Masz już dość, prawda? Idź do domu, do swojego pana.
On natychmiast odwrócił się i pobiegł w przeciwną stronę. I jak tu nie wierzyć w psią mądrość?

początek drogi na Potaczkową, widok "w tył"

Podejście na Potaczkową to był dla mnie najwspanialszy fragment wycieczki. Piękne, ukwiecone na żółto łąki, szerokie widoki w stronę Babiej Góry, zielone pojedyncze drzewa rosnące przy drodze i błękitne niebo nade mną tworzyły bardzo dobrą mieszankę. Czarny szlak wytyczony jest ledwo widoczną ścieżką prowadzącą wśród łąk, a trochę wyżej i równolegle do szlaku prowadzi polna droga. Tak naprawdę to chciałoby się przejść drogę na obydwa sposoby.






Ledwo widoczna ścieżka czarnego szlaku, droga prowadzi wyżej wzdłuż lasu, po prawej stronie zdjęcia.

Z przełęczy pomiędzy Potaczkową a Chabówką widać już wschodnią część Gorców z Gorcem Kamienickim na horyzoncie. Nad Potaczkową zawisł strzęp chmury cirrus uncinus (chmura pierzasta haczykowata).


krzyż na Potaczkowej

Na Potaczkowej, pod zbudowanym na jej wierzchołku krzyżem, spotkałem pierwszą turystkę tego dnia, jak się okazało mieszkającą w pobliżu. Było też dwóch młodych chłopaków kręcących film dronem (ci wyjechali na Potaczkową samochodem terenowym). 
Z Potaczkowej są świetne widoki na Beskid Wyspowy i Gorce, choć zaskoczyły mnie wycięte drzewa odsłaniające widok na północną stronę (widoczne na zdjęciu poniżej). Ciekawe, jak była historia tej wycinki?

Beskidzkie "wyspy" zdjęcie pierwsze: Luboń Wielki, Lubogoszcz, Śnieżnica i Ćwilin.

Beskidzkie "wyspy" zdjęcie drugie: Śnieżnica, Ćwilin i Mogielica.

Z Potaczkowej ruszyłem bezszlakowo przez Chabówkę do niebieskiego szlaku, który przez Olszówkę miał mnie doprowadzić do Rabki. Jeszcze rzut oka w tył na Potaczkową.


Gorce i Poręba Wielka

Droga wiodła w zasadzie po płaskim przez kolejne piękne i widokowe tereny. Po prawej Luboń Wielki i Babia Góra, po lewej Gorce i Beskid Wyspowy, nade mną słońce i obłoczki, pode mną łąki pełne żółtych mleczy. Sielanka!



Luboń Wielki i Szczebel




Po lekkim zejściu dotarłem do niebieskiego szlaku, który na tym odcinku pokrywa się z Beskidzkim Szlakiem Rowerowym. W ogóle cała ta trasa nadaje się znakomicie na przejażdżkę rowerem.

W Olszówce znajduje się kościół, którego architektura jest charakterystyczna dla Podhala i beskidzkich wsi. Pełno takich brył w Małopolsce, pewnie bym nie robił mu zdjęcia, gdyby nie fakt, że za nim ulokował się na niebie taki „pióropusz”:


Ostatni odcinek wycieczki z Olszówki do Rabki wiódł początkowo asfaltową drogą i niebieskim szlakiem, przecinając kolejny niewielki Las Gilówka (to już ostatni krótki odcinek leśny dzisiaj). Patrząc w tył można było zobaczyć zbocza Chabówki, którymi schodziłem.

Po prawej stronie pagórki Ostrej i Krzyżowej.

Za lasem doszedłem na kolejne otwarte przestrzenie ciągnące się od przysiółka Przy Dziadzie aż pod czarny szlak na Grzebień. Tam spotkałem drugą i trzecią turystkę tego dnia. Też zmodyfikowałem swoją trasę: zamiast zejść w lewo czarnym szlakiem do Rabki, udałem się prosto przez łąki aż pod Grzebień, gdzie zameldowałem się po raz drugi tego dnia. I znowu zdjęcia z Luboniem w roli głównej, tym razem z rozpostartymi nad nim chmurami pierzastymi.


przysiółek Przy Dziadzie

panorama Beskidu Wyspowego

Babia Góra

Łąki pod Grzebieniem mnie urzekły, kojarząc się z moimi ulubionymi terenami górskimi w Polsce, czyli rejonem Jaworek i Małymi Pieninami.  Majowe słońce stało wysoko na niebie, pomyślałem sobie, że to będzie fajne miejsce na jesienny plener o wschodzie słońca, gdy niskie słońce rzuci długie cienie i że muszę sobie ten pomysł zapisać w kajecie.

Grzebień

łąki pod Grzebieniem

widok na Maciejową


panorama Gorców

Po dość długim leniuchowaniu pod Grzebieniem zszedłem czarnym szlakiem w dół do Rabki-Zdroju. Nad Grzebieniem rozpościerał się chmurny „pióropusz” , a gdzieś w oddali na horyzoncie nad łąkami widać było Babią Górę. Czarny szlak szybko skrył się między zabudowaniami. Poranny wariant z wejściem na Banię był zdecydowanie lepszy.



Wycieczka była piękna, szczególnie przez tę porę wiosenną. Trasa nie jest trudna, nie ma tam ostrych podejść, można do woli rozkoszować się wspaniałymi widokami, można też całą wycieczkę przemierzyć na rowerze, są ku temu warunki. Nie polecam jej na lato, bo z uwagi na niskie wysokości i brak dużych odcinków leśnych słońce i upał mogą dać się we znaki, ale w maju idźcie tam koniecznie!
Przy okazji zachęcam podczas beskidzkich wędrówek do zboczenia ze znakowanych szlaków, bo można poza nimi znaleźć wiele interesujących miejsc.

Sebastian Słota

Komentarze

  1. Moja kondycja jest prawie zerowa, więc mogę tylko wybrać się na internetowe wycieczki. W e-mailu posyłam Ci kilka toskańskich pejzaży znanych fotografów Ewy i Piotra.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam.Dziękuję za piękny opis trasy który zachęcił mnie do wycieczki.
    Dzisiaj z narzeczonym oraz psem przeszliśmy trasę ale z uwagi na brak kondycji skrocilismy ja o połowę. Zaczęliśmy w Rabce a zwróciliśmy w Olszówce.piękna spokojna trasa bez turystów. Minelismy jedna rodzinę, a to przecież sobota :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mogłem zainspirować piękną wycieczką bez tłumów.

      Usuń

Prześlij komentarz

TOP 5

Na Tuł Szlakiem Cisownickim