Wielka Racza - Przegibek, czyli „worek raczański"

Kolejna z jesiennych wycieczek w Beskidach.


„Worek raczański" to jedna z popularniejszych wycieczek w Beskidach, jeden z tych kilku beskidzkich „klasyków".

Popularna nazwa tej trasy wywodzi się z kształtu granicy polsko - słowackiej prowadzącej grzbietem tej części Beskidów. Najbardziej oczywisty wariant zwiedzania „worka” to start wycieczki z Rycerki Górnej - Kolonii i pętla wzdłuż granicy w jedną lub w drugą stronę. My wybraliśmy wariant z Wielką Raczą na początek. Ma on tę zaletę, że największe podejście na trasie robi się na początek, potem przypomina ona raczej górski spacer. Z kolei zaletą wariantu odwrotnego jest możliwość obejrzenia zachodu słońca na Wielkiej Raczy, który zalicza się do grona tych bardziej spektakularnych w Beskidach. Tak więc, co kto woli.
To było moje drugie przejście trasy Wielka Racza - Przegibek, pierwszy raz szedłem tędy, jak po dolinach Beskidu Żywieckiego chadzały dinozaury, to jest w roku 1991. Spędzałem wtedy z tatą wakacje w Żywieckim, mieszkaliśmy m.in. w schronisku na Przełęczy Przegibek i zrobiliśmy trasę na Wielką Raczę i z powrotem. Zapamiętałem ją jako piękny, widokowy szlak, z licznymi halami po drodze. Teraz była okazja skonfrontować wspomnienia sprzed 28 lat z rzeczywistością.
Wystartowaliśmy z parkingu położonego za przysiółkiem Rycerka Górna - Kolonia przy żółtym szlaku prowadzącym na Wielką Raczę. Dolina była jeszcze skryta w cieniu, panował chłód jak w lodówce. 
Kawałek za parkingiem szlak zaczął się wznosić łagodnie ku górze. Praktycznie całą drogę na Wielką Raczę, a jest to 4,5 km i ponad 500 m podejścia, szlak na Wielką Raczę wiódł łagodnie i jednostajnie pod górę szeroką drogą. Świerkowe lasy w okolicy Wielkiej Raczy są mocno spustoszone przez grasującego tu kornika drukarza, dużo drzew jest uschniętych, sporo też jest wyciętych. Jakby nie patrzeć, to dzięki temu las się przerzedza i pojawiają się miejsca widokowe. Podobne zjawisko można dostrzec np. w rejonie Baraniej Góry, kiedyś w całości porośniętej lasem. Kij, jak się okazuje, ma dwa końce, na pewno degradacja lasu stanowi wyzwanie dla służb leśnych.

w drodze na Wielką Raczę


W słońcu, które wychyliło się zza gór, zrobiło się cieplej, choć w miarę podchodzenia zaczęło wiać coraz mocniej. Mimo wszystko warunki były bardzo dobre. Duża część drzew była już ogołocona z liści, ale nadal dominowała kolorystyka złoto-ruda. Dla takich widoków bardzo lubię chodzić w Beskidy w październiku. Tzn. lubię tam chodzić o każdej porze roku poza latem, ale w tym miesiącu najbardziej. Kiedyś użyłem takiego porównania, że mój sezon turystyczny pokrywa się z sezonem czołowych lig piłkarskich, tj. z miesiącami wrzesień - maj.




Z platformy widokowej umieszczonej na wierzchołku Wielkiej Raczy widoki były tego dnia takie sobie. Niska przejrzystość powietrza dawała o sobie znać. Kiepsko było widać Beskid Śląski i Żywiecki, Tatry były schowane za chmurami, wierzchołki Małej Fatry też były skryte za chmurami i średnio widoczne, Jaworniki na zachodzie też dalekie od ideału. Platforma, choć niezbyt wysoka (jakieś cztery metry), pozwala wznieść się ponad linię drzew okalających wierzchołek i w tym zakresie spełnia swoje zadanie.

na platformie widokowej na Wielkiej Raczy

w stronę Chocza i Małej Fatry

Na wierzchołku ktoś sobie urządził nocowanie w namiocie.


w stronę Beskidu Śląskiego.

Bywało tu lepiej, np. dwa lata temu, też w październiku:

Tatry w oddali

Zimny i przenikliwy wiatr nie sprzyjał wysiadywaniu na platformie. Zeszliśmy do schroniska na małe gorące co nieco i ruszyliśmy czerwonym szlakiem w stronę Przegibka. Na szlaku tuż za Wielką Raczą znajduje się Hala Mała Racza. Hala jest piękna, duża, pochyła. Dobrze widać z niej Małą Fatrę, fajny jest też widok w stronę Babiej Góry. Tu już nie wiało, jak na wierzchołku i zaczynało coraz mocniej przygrzewać. Zdjąłem bluzę i założyłem krótkie spodnie. Kto to widział, żeby pod koniec października było tak ciepło w górach? Mam nadzieję, że po takim ciepłym październiku przyjdzie w Beskidy porządna zima.

grań Małej Fatry z Hali Mała Racza

słońce nad Halą Mała Racza

w stronę Babiej Góry

W dolnej części Hali znaleźliśmy lekko podniszczoną ambonę, jednak drabina do niej sprawiała solidne wrażenie, a drzwi były profesjonalnie zamykane na zagięty gwóźdź. Skorzystaliśmy z tej okazji aby się nieco „polansować na ściance przyrody".



Na zdjęciu poniżej widać po lewej stronie krzyż na Bendoszce Wielkiej, na po prawej stronie tuż nad wierzchołkami drzew jest polana na Przełęczy Przegibek - cel naszej wędrówki.

Z Hali Małej Raczy szlak zaczął schodzić lekko w dół i znikł w w pięknym jesiennym lesie.





widok na schronisko na Wielkiej Raczy

W mniej więcej 1/4 trasy Wielka Racza - Przegibek, doszliśmy do Hali Śrubita. Hala jest duża i jest znakomitym miejscem na leżing. Pięknie z niej widać schronisko na Wielkiej Raczy i Halę Mała Racza.

Hala Śrubita

Hala Mała Racza i schronisko na Wielkiej Raczy

Za Halą Śrubita szlak wszedł w las. Mijaliśmy po drodze dużo turystów, widać że jest to popularny szlak. Ludzi było zdecydowanie więcej, niż tydzień wcześniej w Beskidzie Sądeckim. Tam na szlaku spotykałem pojedyncze osoby, tu co chwilę kogoś mijaliśmy. Było też sporo rowerzystów na „góralach" z naprawdę grubymi oponami. Na ścieżce było sporo błotka, na szczęście większość to było takie podeschnięte błotko, po którym w miarę łatwo się szło.



Tu nastąpiło moje pewne rozczarowanie szlakiem, bo hale i polany widniejące na mapach w dalszej części szlaku okazały się być bytami jedynie wirtualnymi, w rzeczywistości tereny te porosły już lasem i nic nie było widać. Trochę szkoda zarastających Beskidów. Już się wydawało, że do samej Przełęczy Przegibek będzie lipa z widokami, gdy mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Jaworzynką a Kikułą las po naszej prawej stronie zaczął obiecująco rzednąć, a przez kilka rzędów drzew widać było sporą polanę porośniętą wysoką, żółtą trawą. Poszukałem zejścia do tego miejsca, nie było z tym dużych problemów. Cała polana to było wielkie karczowisko usiane pniami i pojedynczymi przewróconymi korzeniami drzew, porośnięte chaszczowiskiem poprzetykanym leżącymi kawałkami drzew. Chodziło się po tym w miarę łatwo i zdecydowanie warto było się udać na tę polanę, z której nad tymi żółtymi trawami widać było położoną po słowackiej stronie miejscowość Vychylovka, a po dwóch stronach wierzchołków pasma Kysucy pyszniły się Tatry po lewej stronie i Mała Fatra po prawej. Postój fotograficzny był tu obowiązkowy.
Potem okazało się, że kilkadziesiąt metrów dalej bezpośrednio przy ścieżce znajduje się miejsce widokowe, z którego widać Tatry, ale Mała Fatra już skrywa się za drzewami. Warto więc zapuścić się w te chaszcze, nawet kosztem odrapań na nogach (co mnie się w niewielkim stopniu przydarzyło), by poczuć tę chwilę upojenia, która stała się moim udziałem. Jest tu pięknie!

rzednący, jakże obiecujący las po prawej

Mała Fatra ponad łanami traw

jesienna kolorystyka

kolorowe drzewa i Tatry na horyzoncie

między tymi drzewami prowadzi czerwony szlak

Za Kikułą rozpoczęliśmy schodzenie na Przełęcz Przegibek i położonego tam schroniska. To jest jedno z tych magicznych beskidzkich miejsc, gdzie turystyka przeplata się z wiejskim krajobrazem. Lubię takie miejsca, właśnie jak Przegibek czy Bereśnik, Bucznik i wiele innych.

widok na Wielką Raczę

Przełęcz Przegibek i Bendoszka Wielka z krzyżem

Sielskość tego pejzażu na Przegibku była zniewalająca, to chyba właściwe określenie.








Przy schronisku było sporo ludzi, kolejka do bufetu, dużo rodzin z małymi dziećmi w nosidełkach, dużo psów, ale mimo to luźno - polana przed schroniskiem jest spora, można było się wyłożyć na trawie bez ciasnoty.

schronisko na Przegibku

Z map i moich wspomnień wynikało, że zejście zielonym szlakiem z Przegibka do Rycerki Górnej prowadzi cały czas lasem, tymczasem z uwagi na działalność kornika drukarza, o której pisałem na początku relacji, szlak był dość poważnie ogołocony z drzew. Drzewa niezaatakowane przez kornika w większości były już ogołocone z liści, okolice były porośnięte wysokimi, pożółkłymi trawami, słońce już zawisło nisko na horyzoncie dokładnie na wprost prowadzącego w zachodnią stronę szlaku - to była mieszanka, która pozwalała upichcić pyszne danie. Rezultaty owego mieszania w kociołku możecie zobaczyć poniżej.








Na zakończeniu leśnego duktu zielony szlak wyszedł na parking położony przy asfaltowej drodze. Tam dotarł do mnie taki ulotny, górski zapach wody, lasu, ściętego drzewa, liści, taki zapach, który czuć tylko rano lub wieczorem, nam nadzieję, że wiecie o czym mówię.
Do parkingu położonego przy żółtym szlaku zostało nam ok. 15 minut drogi. Po drodze widzieliśmy sporo samochodów zaparkowanych na poboczach, chyba parking się zapełnił w tę ciepłą, październikową niedzielę.

Sebastian Słota

Komentarze

  1. Uwielbiam ten zapach. Jak i zapach mokrych, letnich Tatr ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

TOP 5

Na Tuł Szlakiem Cisownickim