Jak październik, to tylko w Beskidach.
Według mnie Beskidy są najpiękniejsze w maju i w październiku, zwłaszcza te niższe, gdzie dominują lasy liściaste.
Wiosną beskidzkie łąki cudownie kwitną, drzewa pokryte są świeżą, soczystą zielenią. A jesienią, sami wiecie - złoto, rudość, czerwień. W poszukiwaniu barw złotej polskiej jesieni wybrałem się w październikową sobotę w Beskid Sądecki. To był kolejny wyjazd w te góry, które mi się bardzo spodobały po ubiegłorocznych wycieczkach na Niemcową i Wierchomlę. Góry Beskidu Sądeckiego są niskie, wysokości około 1000 m n.p.m. i porośnięte lasami liściastymi, które się tak cudownie zielenią wiosną i złocą jesienią. Tym razem pomysł na wycieczkę był następujący: start w Łomnicy - Zdrój, dojście częściowo bezszlakowo do żółtego szlaku prowadzącego z Piwnicznej - Zdrój, potem czerwonym szlakiem na Halę Łabowską, a stamtąd zejście do Łomnicy - Zdrój niebieskim szlakiem. Plan ten uległ jednakże modyfikacji, będąc już na trasie zobaczyłem, jak piękne są łąki nad Łomnicą, w związku z czym schodzenie niebieskim szlakiem doliną Łomniczanki będzie nieciekawe i lepiej będzie zejść drugim żółtym szlakiem prowadzącym pod Parchowatką. Tak więc się złożyło, że wycieczka była „na żółto", bo to i trawy i liście jesiennie pożółkłe, jak i większa część trasy prowadziła żółtymi szlakami.
 |
źródło: mapy.cz |
Chciałem zdążyć na wschód słońca na łąki wznoszące sią nad Łomnicą - Zdrój. Tego dnia słońce wschodziło o 6.54, więc w Łomnicy musiałem się zameldować po szóstej. Wstałem o trzeciej rano, żeby zdążyć na czas z Krakowa. Powiem szczerze, daję radę wstać o trzeciej, ale jakoś trudno mi się rozbudzić, podczas jazdy samochodem głowa robi mi się jakaś taka ciężka. Na szczęście jak już wysiadam z samochodu i wciągam w płuca rześkie powietrze poranka pachnące przesyconym poranną wilgocią lasem, to od razu mi lepiej i lżej. Zdecydowana ulga.
Tak więc zaparkowałem samochód przy kościele w Łomnicy - Zdroju, sztachnąłem się świeżym powietrzem i ruszyłem w górę zielonym szlakiem, który na jednych mapach jest, na innych go nie ma, zagadkowa sprawa. Niebo zaczynało się interesująco czerwienić.
 |
początek szlaku |
Po krótkim marszu doszedłem do krzyżówki z niebieskim szlakiem. Tam zatrzymałem się na dłuuugą chwilę, ale zdecydowanie było warto. Miejsce jest szalenie widokowe, crème de la crème dla zakochanych w beskidzkich szlakach. Wschód słońca był piękny i kolorowy, tak jak lubię.
 |
widok na Bucznik - dalszą część szlaku |
Flary i bliki są nieodłącznym elementem fotografowania ze słońcem w kadrze, a każdy fotograf najczęściej walczy z nimi, jak tylko mu pozwala sprzęt i umiejętności. Ale tym razem postanowiłem pójść "na maxa" i świadomie tak skadrować ujęcie, żeby słońce powiedziało obiektywowi "dzień dobry".
 |
widok na Kicarz |
 |
przydrożny krzyż i widok na Pasmo Radziejowej |
Na tych polach jest prowadzona aktywna działalność rolnicza, kilka z nich było ogrodzonych, co jednakże nie przeszkodziło mi w bezszlakowym przedostaniu się pod Górską Kaplicę Narodu Polskiego (co to za nazwa, brrrr). Pejzaże po drodze były przednie, po wcześniejszym pięknym wschodzie słońca niebo po południowej i zachodniej stronie się jakby przydymiło, zamgliło. Nie było ostrego słońca, raczej był taki październikowy „snuj", co mi się bardzo podobało. Jak może wiecie, ostre słońce i bezchmurne niebo są wrogami fotografa, hehe.
 |
pale na siano złożone w kształt indiańskiego tipi |
Na łące pasły się konie. Jeden z nich podszedł blisko do mnie, jednocześnie z respektem nie zbliżając się do elektrycznego pastucha. Czyżby był pod napięciem? Nic ode mnie nie dostawszy szybko się oddalił.
 |
pasące się konie, w tle pasmo Radziejowej |
 |
dolina Popradu w dole |
 |
widok na Kicarz, a poniżej miejsce, z którego oglądałem wschód słońca |
 |
Górska Kaplica Narodu Polskiego |
Zza beskidzkich grzbietów wychynęło tak nieśmiało Tatry - widok spod kaplicy, a w dole Piwniczna - Zdrój.
Za kapliczką dołączyłem do podążającego do Piwnicznej - Zdroju żółtego szlaku. Słońce chowało się tymczasem za poranne chmury, o czym pisałem już wcześniej. Ścieżka prowadziła pośród łąk i pól, piękny beskidzki szlak.
Po krótkim marszu dotarłem do przysiółka Jarzębaki. Tam znajduje się kolejna kapliczka, w przeciwieństwie do poprzedniej nie nosząca górnolotnej nazwy, za to niezwykle fotogeniczna. Kapliczka była zamknięta, ale zaglądałem przez okna do środka - chyba odbywają się w niej jakieś nabożeństwa, bo stało tam „oprzyrządowanie" liturgiczne. Tu sobie zrobiłem dłuższą przerwę, bo trzeba było poczekać na lepsze warunki. Zdecydowanie było warto.
 |
droga przed Jarzębakami. |
 |
kapliczka Jarzębaki |
 |
beskidzki pejzaż i coraz bardziej wystające zza grzbietu Tatry |
 |
przy kapliczce Jarzębaki |
Na początkowym etapie trasy spędziłem sporo czasu, zdecydowanie więcej niż wynikałoby to ze stosunkowo krótkiego odcinka szlaku. Szedłem sam, nie musiałem się nigdzie spieszyć, mogłem czekać na dobre światło i w spokoju oddać się robieniu zdjęć. To jest jeden z argumentów, dla których ostatnimi laty polubiłem samotne wędrowanie po górach, zwłaszcza w takich fotogenicznych warunkach, jakie panują o świcie - nikt na mnie nie musi czekać, nikt nie zadaje pytania „no idziemy już", nie wszyscy mają zrozumienie dla bezczynnego „czekania na warunki".
 |
dalszy ciąg żółtego szlaku |
 |
październik w Beskidach to jest to! |
 |
dla takich miejsc warto iść w góry |
Przed wejściem w las na szlaku znajduje się takie mylne skrzyżowanie, droga podąża na prawo, natomiast żółty szlak wchodzi w lewo w las taką ścieżką w niewielkim wąwozie. Łatwo tu o pomyłkę, pomyliłem się ja, pomyliło się dwóch turystów idących przede mną, więc jest coś na rzeczy.
Las, jesienny las. W przyświecającym coraz wyraźniej słonku październikowy beskidzki las to piękno samo w sobie.
 |
na Kosarzyskach |
 |
ostatnie miejsce, z którego widać Tatry |
Po drodze na Halę Pisaną szlak prowadzi przez kilka mniejszych i większych polan widokowych. Co ciekawe, równolegle do szlaku pieszego prowadzi zimowy szlak narciarski, który nie pokrywa się z pieszym. Faktycznie, dla narciarzy biegowych i skiturowców są tu fajne tereny. Są Kosarzyska, z których widoki są zamieszczone wyżej, jest też duża i piękna polana Szałasy Jarzębackie z widokami na słowackie góry.
 |
krzyżówka z czerwonym szlakiem - Głównym Szlakiem Beskidzkim |
Po dojściu do czerwonego Głównego Szlaku Beskidzkiego na Halę Łabowską prowadzi w miarę równy i płaski szlak, głównie prowadzący lasem.
Hala Pisana sukcesywnie zarasta i jest Halą już tylko z nazwy. O ile na znajdujących się niżej łąkach i polanach widać było jakieś ślady wypasu owiec, czy innej działalności rolniczej, na Pisaną, pewnie z uwagi na jej dużą odległość od wsi, gospodarka rolna nie dociera i Hala Pisana stała się jedną z wielu hal zarastających w Beskidach. Szkoda, bo te hale stanowią o uroku Beskidów.
 |
Hala Pisana |
 |
Hala Pisana |
 |
szlak czerwony jest dobrze oznaczony |
Następną halą na czerwonym szlaku była Hala Średnia pod wierzchołkiem Wierchu nad Kamieniem (1084 m n.p.m.), najwyższego punktu na szlaku. Na tej hali spotkałem małżeństwo idące na Halę Łabowską po noclegu w prywatnym schronisku „Cyrla" nad Rytrem. Bardzo sobie chwalili to schronisko, pyszne jedzenie i kawę z ekspresu.
 |
okolice Wierchu nad Kamieniem |
 |
zejście na Halę Łabowską |
Na Halę Łabowską dotarłem około godziny 12, cała wędrówka z Łomnicy - Zdroju wraz z robieniem zdjęć i czekaniem na poprawę pogody pod kapliczką w Jarzębakach zajęła mi pięć i pół godziny, ale myślę, że warto było iść tak długo, czego efektem są zdjęcia zamieszczone w tym wpisie. W schronisku nie było zbyt wielu turystów, obsługa w kuchni szła szybko i sprawnie. Zamówiłem bigos I muszę wam powiedzieć, że zdarzało mi się jeść w górach lepsze.
 |
schronisko na Hali Łabowskiej |
Spotkałem tam trzy turystki ze "starej flanelowej gwardii". Teraz na szlakach króluje odzież techniczna, oddychająca, szybkoschnąca, lekka - same zalety. Dawniej koszula flanelowa w kratę była nieodzownym elementem turystycznego ubioru, sam chodziłem w takiej w latach mojej młodości, teraz takie koszule są rzadko spotykane, głównie u turystów starszego pokolenia. Taki element "retro".
 |
Hala Łabowska |
Hala Łabowska znajduje się dokładnie w połowie Głównego Szlaku Beskidzkiego, w związku z tym na jadalni można znaleźć kilka eksponatów związanych z tym faktem, m.in. wykres przebiegu wysokości GSB, na którym schronisko na Hali Łabowskiej jest zaznaczone małym czarnym symbolem chatki.
Tu w schronisku, po posileniu się i krótkim odpoczynku podjąłem decyzję o zmianie drogi powrotnej, o której pisałem na początku relacji. Początkowy etap zejścia żółtym szlakiem był nudny, trudno nawet mówić o zejściu, bo przez spory kawałek trasy ścieżka utrzymywała się na wysokości ok. 900 m n.p.m.
 |
początek żółtego szlaku |
 |
w drodze na dół żółtym szlakiem |
Ale spoko, spoko, w końcu zaczęło się schodzenie w dół i po osiągnięciu 700 m nagle bach - wyszedłem z lasu na pola nad Łomnicą, z pięknym widokiem na wszystkie strony świata. Zarys Tatr Słowackich gdzieś tam na wprost majaczył pod schodzącym coraz niżej słońcem, a po lewej i prawej stronie piękne beskidzkie pejzaże. Zrobiłem sobie tu dłuższą przerwę.
 |
widok na Jarzębaki |
 |
tym łagodnym garbem na przednim planie szedłem rano |
W rejonie Łomnicy - Zdrój chyba popularny jest motocross, po drodze spotkałem kilku motocyklistów jeżdżących po tutejszych drogach. Tutaj mogłem zaobserwować nieprzyjemny incydent - jeden z motocyklistów zjechał z góry, nakręcił kółeczko na łące, zasmrodził spalinami i wypruł w górę, przejeżdżając ostentacyjnie przed nosem odpoczywającego turysty. Normalnie debil.
 |
zbliżenie na drogę do Jarzębaków |
Końcowy etap wycieczki był istną sielanką w popołudniowym październikowym słońcu z pięknymi widokami dookoła. Do Łomnicy - Zdrój zszedłem równo ze słońcem zachodzącym za wierzchołek Kicarza.
 |
jedna z wielu przydrożnych kapliczek |
 |
słońce zniżające się nad Kicarzem |
Wycieczka była interesująca, kolejny raz Beskidy ukazały mi swoje piękno. Mam takie wycieczki, które mi zapadają głęboko w pamięć, myślę że ta będzie jedną z nich. Jeszcze jedna rzecz odróżnia tę trasę od wielu innych w górach - często jest tak, że wycieczka zaczyna się gdzieś w dolinie, potem szlak wiedzie lasem i dopiero po wyjściu na pewną wysokość pokazują się widoki. Tu było odwrotnie - to co najciekawsze, było na początku i na końcu wycieczki, co jest pewną specyfiką niektórych szlaków Beskidu Sądeckiego i Niskiego. Środek trasy (wędrówka czerwonym szlakiem) miał też sporo uroku, wędrówka w słoneczny dzień pośród jesiennego lasu zawsze jest ciekawa, jakkolwiek wrażenia z tego odcinka ustępują tym z pól nad Łomnicą. Nie zmienia to jednakże faktu, że wycieczka jest godna polecenia.
Sebastian Słota
Bardzo piękna trasa, piękne zdjęcia. Dzięki. MK
OdpowiedzUsuń