Chleb i Stoh
Po odbytej dzień wcześniej wycieczce w mało znane rejony Małej Fatry, opisanej
w poprzedniej relacji, przyszła pora na fatrzańskie klasyki. Wycieczka granią
Małej Fatry to pomysł na świetną i mało męczącą wycieczkę, zwłaszcza że na
górę można wyjechać kolejką gondolową pokonującą 770 metrów
przewyższenia.
Legenda mówi, że ktoś kiedyś wychodził do góry zielonym szlakiem prowadzącym
mniej więcej wzdłuż wyciągu. Ja jednak nie jestem postacią legendarną, tylko
człowiekiem z krwi i kości, dlatego nie widzę sensu w mozolnym podchodzeniu
piechotą na grań, szkoda na to zdrowia, sił i czasu, które można lepiej
spożytkować na górze.
MAPA ONLINE WRAZ Z PROFILEM TRASY
Kolejka (informacje o niej: TUTAJ ) jedzie kilka minut, po wyjściu na taras przy górnej stacji można
rozkoszować się widokami. Jest chłodno, w końcu to dość wysoko, ale chmurek
jest dokładnie tyle, ile trzeba i tyle ich pozostanie przez prawie cały
dzień. Kawa jest tu droga, jak na słowackie warunki - moje ulubione
cappuccino kosztuje 2,50 EUR, ale przecież płaci się też za miejsce, więc
nie mogę sobie tu jej odmówić.
Boboty
Górna stacja kolejki znajduje się tuż pod Snilowską Przełęczą. Stamtąd trasy
wycieczkowe się rozdzielają: można iść w zachodnią stronę, na Wielki Krywań,
a potem dalej np. na Mały Krywań i na Suchy, można też iść we wschodnim
kierunku na Chleb, Hromowe i Stoha. Na Snilowskiej Przełęczy ubieram się
cieplej, bo rano jest chłodno (wyjechałem na górę pierwszym kursem o 9:00).
Aż do Południowych Skał ta część grani Małej Fatry oferuje znikome trudności:
podejścia są krótkie, można powiedzieć, że „prawie" maszeruje się po płaskim.
Na Chleb, podobnie jak na Wielki Krywań, maszerują grupki turystów, ale ktoś
przyzwyczajony do widoku tłumów wylewających się z kolejki na Kasprowy Wierch
może być zaskoczony ich małą ilością i spokojem panującym na szlaku.
Chleb jest świetnym punktem widokowym. Na wschodzie widać dziś unoszące się
nad poranną mgłą Tatry, częściowo skryte w chmurach, a na północy Wielką
Raczę, szczyt graniczny z Beskidzie Żywieckim, z którego najlepiej widać Małą
Fatrę z Polski. Kilka osób wędruje z psami - na Słowacji, w odróżnieniu od
Polski, na terenie parków narodowych można chodzić z tymi zwierzętami. Jeden z
nich wykazuje wyraźne zainteresowanie moimi kanapkami, ale są one
wegetariańskie, więc po obwąchaniu traci na nie ochotę.
Obserwacja ze szczytu: taki konik polny gówno zje i żyje, a jeszcze poruchać
przy tym może.
Spora część turystów kończy wycieczkę na Chlebie, na dalsze wierzchołki
podążają nieliczni zapaleńcy, w tym ja.
rude borowiny pod Chlebem
Chleb
Na Hromowym słońce zaczyna mocniej przygrzewać, pora ubrać krótkie spodenki.
Będzie już grzać do końca dnia. Cieszę się pięknym wrześniowym dniem,
świetnymi widokami i ciszą. Szata roślinna wokół szlaku będzie teraz się
zmieniać, w miejsce licznych rudych borowin pojawią się wysokie żółte trawy,
tak charakterystyczne dla jesiennych połonin.
głęboko wcięte doliny pod granią
Z wielu miejsc na szlaku widać charakterystyczny skalny wierzchołek
Wielkiego Rozsutca. Obok niego znajduje się obły, trawiasty Stoh, góra o
podobnej wysokości. Dwie góry położone obok siebie, a o tak skrajnie różnym
wyglądzie.
panorama Doliny Vratnej
Docieram na Południowy Gruń. Można sobie tu skrócić trasę granią - zejść w
dół do Chaty Na Gruni i stamtąd żółtym szlakiem dostać się do dolnej stacji
kolejki. Zejście do Chaty to jedno z najbardziej stromych szlaków tutaj, a
konkurencję ma sporą. Dwa lata temu schodziłem tędy po opadach deszczu, było
sporo błotka i prawdę powiedziawszy, raki na butach nie byłyby wtedy
przesadą. Zejść się udało, okupiłem to złamanym kijkiem - naprawdę jest
stromo.
Dolina Vratna
Ale dziś te przyjemności nie dla mnie, z Południowego Grunia schodzę na
Stohową Przełęcz, z której czeka mnie mozolne, liczące 380 metrów podejście
na Stoh. Tu żółte trawy dominują w krajobrazie, podobnie jak ja znajdującej
się z boku grani Ośnicy (kto nie był, to polecam, relacja
TUTAJ ) - góra rzadko odwiedzana, a bardzo ciekawa.
Gołe zbocza Stoha to pamiątka po prowadzonym tu dawniej na szeroką skalę
wypasem owiec. Teraz zachodnie zbocza Stoha porasta karłowata jarzębina,
której widziane z daleka regularne kształty pod wierzchołkiem przywodzą na
myśl sztuczne nasadzenia.
Słyszałem, że tym podejściem na Stoh można straszyć dzieci. Fakt, jest sporo
do podejścia, jest stromo (najbardziej stromy odcinek jest na początku, w
lesie), ale nie z takimi podejściami miałem do czynienia na Słowacji.
Pamiętam wyjście na Strażow, gdzie szedłem w lesie na palcach, tak było
stromo, pamiętam wejście na Lodową Przełęcz od południa, po stromym,
osypującym się zboczu, tu przynajmniej idzie się wygodną, ubitą ścieżką, a
po wczorajszym przetarciu na Skalkach idzie mi się bardzo dobrze. Z tego co
wiem, to po deszczach ścieżki dojściowe na Stoh lubią być błotniste, ale
dziś mam do czynienia tylko z lekką zmiękła ziemią w lesie, a nad lasem
idzie się po suchym. Prawdziwy szczęściarz ze mnie.
Dla chcących ominąć wierzchołek tej góry został wytyczony żółty szlak
trawersujący go, ale naprawdę szkoda sobie nim głowę zawracać, bo na Stoha
wejść warto.
Wierzchołek Stoha jest rozległy, warto zatrzymać się na podejściu i
rozejrzeć, bo widoki są inne niż z samej góry. Na Stohu jestem po raz
pierwszy w życiu. Na pozostałych szczytach grani bywałem już kilkukrotnie,
ale ze Stohem nie było mi po drodze aż do dzisiaj. Jest bardzo przyjemne
popołudnie, można się położyć na wygrzanej słońcem trawie i poodpoczywać -
teraz mam już tylko z górki, ale najpierw oczywiście szczytowa sesja foto.
Duży fragment zejścia ze Stoha na Przełęcz Medziholie prowadzi łąkami. Potem
ścieżka chowa się w lesie i podobnie jak po drugiej stronie Stoha ten leśny
kawałek szlaku jest najbardziej stromy. Dobrze, że na trasie zalega bardzo
mało błota.
Na Przełęcz Medziholie docieram po południu. Prawie wszystkie chmury
na niebie dodające kolorytu krajobrazowi zniknęły, mam teraz w górze czysty
błękit.
Ośnica
Cztery osoby wybierają się o tej porze na Wielkiego Rozsutca nocować na
szczycie i zapewne oglądać stamtąd wschód słońca, przy zejściu ze Stoha
spotkałem też jedną osobę wędrującą na górę też na nocowanie. Pamiętam, że
jak trzy lata temu byłem na Wielkim Rozsutcu, to też na szczycie spotkałem
osoby nocujące tam - to najwyraźniej popularna (choć na pewno nie masowa)
forma zwiedzania tej góry.
Z Medziholia schodzę do Stefanowej głównie lasem. W jednym miejscu ścieżka
wychodzi na otwartą przestrzeń z widokiem na grań Małej Fatry.
W cieniu momentalnie robi się chłodno. Gdy docieram na parking w Stefanowej,
to wydaje się, że całe dzisiejsze słońce chyba tu nie docierało, bo robi się
nagle zimno jak w lodówce. Na szczęście mam przypięty tu rano rower, którym
błyskawicznie (w ciągu kilku minut) mogę zjechać z górki do Terchowej, nie
musząc czekać na rzadko kursujące autobusy lub schodzić o zmroku asfaltową
drogą. Teraz z przyjemnością zjadam ciepłą kolację (trochę mnie jednak
przewiało na tym rowerze).
Po dwóch fajnych wycieczkach na początek wakacji w Terchowej w trzeci dzień
odpoczywam, by w kolejny wstać o 2:30 i udać się na wschód słońca na Cerenowej
Skale, o czym będziecie mogli przeczytać w następnym wpisie.
Sebastian Słota
Komentarze
Prześlij komentarz