Kazimierz Dolny cz. 1 - starówka

Weekend w Kazimierzu Dolnym - dwa dni na zwiedzanie miasteczka i okolic. Przyjeżdżamy w piątek, by jeszcze w ten dzień obejrzeć kazimierską starówkę bez tłumów, które ponoć nawiedzają to miasto we „właściwe" weekendy. 
 
Kazimierz Dolny położony jest po prawej stronie Wisły w zachodniej części województwa lubelskiego. Leży w najwęższym miejscu małopolskiego przełomu Wisły przecinającego Wyżynę Lubelską. Oczywiście daleko mu do przełomu Dunajca czy innych górskich rzek, ale nawet te niewielkie wzniesienia nad doliną Wisły są interesujące, jak się później okazało.

Za datę powstania osady uważa się rok 1181 – wtedy z nadania Kazimierza Sprawiedliwego rozpoczęła się tu budowa klasztoru Norbertanek. Pierwszy raz nazwa „Kazimierz”, od imienia króla, pojawia się w dokumentach z 1249 roku. Na przełomie XIII i IV wieku została wybudowana tu wieża mająca na celu obronę przeprawy na ważnym szlaku handlowym łączącym Ruś z Wielkopolską i Śląskiem. W pierwszej połowie XIV wieku osada uzyskała prawa miejskie, w drugiej połowie poniżej wieży został wzniesiony na polecenie Kazimierza (znowu to imię) Wielkiego zamek. W 1406 król Władysław (tym razem nie Kazimierz) Jagiełło dokonał lokacji miasta na prawie magdeburskim.

Głównym źródłem dochodów miasta było wpływy z opłaty za przeprawę na Wiśle oraz z przeładunku i spławu drzewa, soli i drewna z Małopolski w górę Wisły – czyli miasto żyło z tego, czym stała gospodarka Polski jagiellońskiej. Czas największej zamożności miasta to wiek XVII przed potopem szwedzkim. Bogacili się kazimierscy mieszczanie, bogacili się liczni Żydzi, którzy wtedy pojawili się w mieście. Pamiątką po tym okresie są znajdujące się wzdłuż Wisły okazałe murowane budynki spichlerzy zbożowych. Potop szwedzki niestety przerwał okres prosperity. Oprócz spalenia miasta przez wojska Karola Gustawa, dzieła upadku dokonały późniejsze marsze wojsk i panosząca się zaraza. Swoje dołożyła też geologia - silna erozja miękkich lessowych ziem spowodowała napływanie do koryta Wisły lessowego mułu i odsuwanie nurtu rzeki od miasta. W celu ratowania gospodarczego tego miejsca w 1677 Jan III Sobieski zezwolił na osiedlanie się tu kupców ormiańskich, żydowskich i greckich.

Wiek XIX i pierwsza połowa XX wieku to czas upadku miasta. Mieszkańców spotkały represje po udziale w obu XIX wiecznych powstaniach - styczniowym i listopadowym, a w 1869 roku Kazimierz utracił prawa miejskie. Z kwitnącego miasta i jednego z najważniejszych portów rzecznych Polski miasto przemieniło się w osadę zamieszkaną głównie przez biedotę.

W trakcie II wojny światowej Niemcy przeprowadzili masową eksterminację żydowskiej ludności, która od średniowiecza żyła tu wspólnie z chrześcijańskimi sąsiadami. W ostatnich latach wojny zniszczono istotną część tkanki miejskiej.

Po II wojnie światowej miasto było stopniowo odnawiane, aż uzyskało kształt i widok obecny. W wielu opracowaniach można spotkać informacje, że miasto upodobali sobie artyści, którzy tłumnie przybywają do Kazimierza niczym na polskie Montmarte. Może kiedyś tak było, ale teraz ta konstatacja funkcjonuje według mnie jako swoista kalka językowa, a miasto to szczególnie upodobali sobie warszawiacy, który mają tu stosunkowo blisko (nawet na jednodniowy wypad) i często budują swoje domki letniskowe w Kazimierzu Dolnym lub jego okolicach.

W marcu rezerwujemy noclegi w Agroturystyce Pod Jabłonią. Przy pensjonacie znajduje się jabłkowy sad, więc ustalamy pobyt na drugi weekend maja, wtedy gdy zwykle kwitną jabłonie. Niestety w tym roku wiosna sprawia psikusa, z uwagi na niskie temperatury i małą ilość słońca na jabłoniach zamiast pięknych kwiatów są jedynie małe zielone listki i pąki. Trudno, nie da się wszystkiego przewidzieć.

Pensjonat jest prowadzony od kilku lat przez sympatyczne małżeństwo, w budynku na piętrze znajduje się pięć pokoi, na parterze jest jadalnia i duża, w pełni wyposażona ogólnodostępna kuchnia. Na piętrze i parterze są dwa tarasy z leżakami i widokiem na jabłkowy sad. Pokoje są duże i ładnie urządzone. Pensjonat oferuje noclegi ze śniadaniem, posiłki są pyszne, a porcje są duże: domowy twarożek, sałatki, pasty warzywne, domowe wypieki z jabłkami, do tego pieczywo wędliny, sery, dżem, herbata i kawa. Smacznie i zdrowo. Można też zamówić obiadokolację.

Po przebyciu drogi z Krakowa w bardzo zmiennych warunkach pogodowych (momentami bardzo mocno padało) i zakwaterowaniu jedziemy zwiedzać kazimierską Starówkę w ramach popołudniowego okna pogodowego. Parkujemy na parkingu przy promenadzie obok stacji Orlen. Nad nami wiszą ciemne chmury, w ponure piątkowe popołudnie nikt nie zbiera opłat za parkowanie, które dla samochodu osobowego wynoszą 15 zł na dzień.

Koryto Wisły jest tu szerokie, zauważalnie większe niż w Krakowie.
Z promenady widać wznoszące się nad Kazimierzem ruiny zamku i baszt na prawo dachy kościoła św Jana Chrzciciela i św. Bartłomieja. Wzdłuż promenady skwer, restauracje i kawiarnie, cumują też statki, którymi odbywają się wycieczki po Wiśle.
Po zejściu z promenady kierujemy swe kroki do Piekarni Sarzyński położonej przy ul. Nadrzecznej blisko Rynku.

kamienice przy ulicy Senatorskiej
 
Piekarnia Sarzyński 

Zresztą Kazimierz Dolny jest na tyle mały, że tu wszędzie jest blisko. W zasadzie Sarzyński to bardziej kawiarnia niż piekarnia - choć można tu kupić chleb i bułki, to głównym asortymentem są ciastka, słodycze, kawa i herbata oraz lokalna specjalność - koguty zbliżone w smaku do półsłodkiej chałki. Wypieki są rewelacyjne: świetne ciasto bogate w aromatyczne nadzienia, zarówno w wersji słodkiej (owoce, konfitury), jak i słonej (cebulaki, nadzienia z kapusty i grzybów).

kazimierskie koguty 

Jak już wspomniałem, w Kazimierzu wszędzie jest blisko. Z ulicy Nadrzecznej widać już Rynek z charakterystyczną górującą nad nim bryłą kościoła św. Jana Chrzciciela i św. Bartłomieja. Na Rynku jest pusto, ostatnie dni wiosennego lockdownu wirusowego, gastronomia tylko na wynos. Siadamy na ławeczce i zjadamy wypieki od Sarzyńskiego.

widok na Górę Trzech Krzyży 

Okno pogodowe powoli się otwiera.
Idziemy do kościoła św. Jana Chrzciciela i św. Bartłomieja.
Wnętrze kościoła jest przeciętne, nie ma co oglądać i co fotografować. Robimy rundkę wokół świątyni i brukowaną uliczką, jakich sporo w Kazimierzu, idziemy pod górkę pod ruiny zamku. Wcześniej zaglądamy do plenerowej ekspozycji muzealnej „Dawny Kazimierz" zlokalizowanej w ogrodach pomiędzy kościołem a zamkiem. Można tu obejrzeć dużo ciekawie opisanych zdjęć z historii Kazimierza Dolnego, ale też rozejrzeć się po okolicy. Stopniowo się rozpogadza, będziemy mieć dziś do czynienia z czymś, czemu podczas dwóch pobytów na Suwalszczyźnie nadałem nazwę „suwalskiej pogody", czyli chłodny, dość mocny wiatr, zmieniające się szybko zachmurzenie, bogactwo obłoków na niebie i krystalicznie przejrzyste powietrze. Fajne warunki plenerowe, bo jak wiecie - bezchmurne niebo jest największym wrogiem fotografa.
 
kościół św. Jana Chrzcicela i św. Bartłomieja
 
ruiny zamku
 
ulica Senatorska w 1915 roku
Idziemy do ruin zamku. Jak wspomniałem wcześniej, fundatorem zamku był Kazimierz Wielki. W pierwszej połowie XVI wieku, z inicjatywy hetmana koronnego Mikołaja Firleja zamek został przebudowany w stylu renesansowym. Twierdzę zniszczyli Szwedzi w trakcie potopu, a w kolejnych dekadach zamek powoli popadał w dalszą ruinę. Do naszych czasów przetrwał jedynie obręb murów, fundamenty, a także ruiny wież oraz budynku mieszkalnego. Na pozostałościach zamkowych murów został postawiony taras widokowy.

dziedziniec zamkowy

zamkowa panorama przełomu Wisły
 
Wisła w Kazimierzu Dolnym

słońce nad Kazimierzem Dolnym
Bilet wstępu do zamku jednocześnie upoważnia do wejścia na stojącą ponad zamkiem basztę z tarasem widokowym na jej szczycie. Niestety, chwilowo baszta jest zamknięta, ale cena wejścia nie jest obniżona. Nie zrażeni tym faktem idziemy pod nią - okazuje się, że można wejść po schodach do bramy w baszcie, czyli dość wysoko.
Kolejny punkt widokowy w Kazimierzu Dolnym to Góra Trzech Krzyży. Góra jest położona 90 metrów nad poziomem Rynku. Wg miejscowej tradycji znajdujące się na jej szczycie trzy krzyże miały upamiętniać morową zarazę z początku XVIII wieku i cudowne uleczenie z niej mieszkańców, krzyże jednak stały tu o wiele wcześniej. Pierwsza wzmianka o Górze Krzyżowej pochodzi z 1577 roku. Prawdopodobnie było to miejsce kultowe, ponieważ odkryto tu kurhany grzebalne z ludzkimi kośćmi, a krzyże upamiętniały znajdujący się w tu w średniowieczu klasztor sióstr Norbertanek. Krzyże są wymieniane co 30-40 lat, ciekawe czemu tak często. Obecnie stojące mają wysokość 7,5 – 8,5 m waży prawie 500 kg każdy. Zostały postawione w 2002 roku, zastępując poprzednie trzydziestoletnie.
Wstęp na górę jest biletowany, co jest według mnie lekkim kuriozum, ale w piątkowe popołudnie kasa jest nieczynna. Gdy wychodzimy pod krzyże, Kazimierz spowija cień, ale układ chmur i wiatru podpowiada mi, że za 5-6 minut góra i Stare Miasto skąpią się w słońcu, wystarczy poczekać. Tak też się dzieje, przez resztę pobytu tutaj mamy piękne słońce, choć nadal jest wietrzno i zimno. Wiosna Anno Domini 2021 nie rozpieszcza.
Wracamy na Rynek. Ciemne chmury sprzed chwil już zniknęły, nad nami miękkie światło słonecznego późnego popołudnia.
Idziemy zwiedzać klasztor Franciszkanów i jednocześnie sanktuarium Matki Boskiej Kazimierskiej.
 
na ulicy Klasztornej
Do kościoła wchodzimy przez charakterystyczne zadaszone schodki. Niestety, trwa jakieś nabożeństwo i nie możemy zwiedzić kościoła, za to sprzed niego mamy świetny widok na kazimierską starówkę i Górę Trzech Krzyży.
Ostatnim obiektem na naszej trasie zwiedzania jest Herbaciarnia U Dziwisza na ulicy Cmentarnej, obok klasztoru Franciszkanów. Jest to jedyny obiekt gastronomiczny czynny również wewnątrz w czasie lockdownu, nic dziwnego, że w środku jest tłoczno, stoliki na zewnątrz też się zapełniają pomimo chłodu. W herbaciarni można kupić herbatę, kawę, ciastka, lody, typowe kawiarniane menu. Jest też sklep kawiarniany. Herbaty są w olbrzymim wyborze, zamawiamy malinową i pigwową. Kelnerka przynosi je w zakapturzonym czajniczku. Parzą się chwilę, po czym nalewamy do filiżanek. Cena jest kosmiczna (20 zł za herbatę) i niestety nie odzwierciedla jakości napoju. Herbata jest przyzwoita, ale w zasadzie ma smak czarnej herbaty, nuty smakowe chyba zostały chyba w kasie. Można odnieść wrażenie, że cena herbaty uwzględnia wrażenia z wnętrza kawiarni, zastawionego antycznymi meblami, sprzętami i dziełami sztuki, a sam napój jest tylko dodatkiem, ale końcowe wrażenie jest niestety rozczarowujące.
Wracamy na nadwiślańską promenadę. Zachodzące słońce ciepło oświetla ulicę Senatorską.
Nad Wisłą kończymy naszą wycieczkę po kazimierskiej starówce w zmiennych warunkach pogodowych. Jutro będzie równie dynamicznie, za to na zdjęciach z soboty pojawi się zdecydowanie więcej przyrody.
 
Sebastian Słota

Komentarze

  1. Fotki pierwsza klasa, bardzo fajnie prezentują te miejsca. Nawet lepsze niż słowa, bo czuje się jak by się tam było. Super obydwa wpisy.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

TOP 5

Na Tuł Szlakiem Cisownickim