najwyższe góry Madery - Pico Ruivo i Pico do Arieiro

Na dachu Madery.


Pico Ruivo (1862 m n.p.m.) - najwyższy szczyt Madery, oraz Pico do Arieiro (1818 m n.p.m.) - trzeci do wysokości szczyt Madery.

Te dwa szczyty to cele naszej kolejnej wycieczki na Maderze. Na szczęście, aby się na nie dostać, nie jest potrzebna wędrówka z poziomu morza - na szczyt Pico do Arieiro prowadzi asfaltowa droga zakończona parkingiem, oczywiście kręta i stroma, z kolei pod Pico Ruivo można wyjechać samochodem na wysokość 1590 n.p.m., na parking w Achada do Teixeira. Nie ma oczywiście obowiązku korzystania z samochodu, ale jakoś wszyscy na Maderze to robią
Pomiędzy tymi górami wyznaczony jest szlak pieszy oznaczony symbolem PR1, z krótką odnogą prowadzącą na wierzchołek Pico Ruivo, oznaczoną symbolem PR1.2. Długość całego szlaku to 6 km i ok. 500 m podejść . Można go zrobić na dwa sposoby. Pierwszy wymaga wypożyczenia auta (pod te góry autobusy komunikacji publicznej nie docierają), wyjechać na jeden z dwóch wyżej wymienionych parkingów i przejść szlak tam i z powrotem. Zastrzegam jednakże, że jeśli ktoś ma zamiar zrobić pętlę zachęcony widokiem na mapie dwóch dróg prowadzących mniej więcej równolegle, to się może rozczarować: wschodnia ścieżka oznaczona VE jest zamknięta z uwagi na osuwające się skały.
Drugi sposób wymaga wykupienia wycieczki w jednym z licznych lokalnych biur podróży, w ramach której bus zawiezie nas na początek trasy, a potem odbierze na końcu i nie będziemy musieli wracać na piechotę.
Jadąc samodzielnie, jesteśmy bardziej niezależni, m.in. od pory dnia, w grupie jak to w grupie, trzeba się dostosować. Wyjazdy z biurem podróży zwykle są koło 9 rano, więc dość późno :) Mimo tego decydujemy się na wyjazd z biurem. Oferty wycieczki są w dość dużym przedziale cenowym, pomiędzy 24 a 36 Euro za osobę. Decydujemy się na wyjazd z Emanuelem, bo cena jest atrakcyjna (24 Euro), a i właściciel firmy, patrząc na zdjęcie, wzbudza zaufanie. Widać, że stary wyga.

Emanuel - właściciel biura podróży Madeira Island Walks

Ta „wyga" trochę mi dała w kość na wycieczce, ale o tym później.

Jak to w takich biurach jest zwyczajem, rano kierowca zbiera turystów spod hoteli. Jedzie nas siódemka busem, więc nie trwa to długo i dość szybko wspinamy się stromymi uliczkami Funchal. Kierowca ma do pokonania 20 km, w trakcie których musi pokonać całą wysokość Pi Pico do Arieiro od poziomu morza, czyli Funchal. Na wysokości ok. 700 m n.p.m. opuszczamy zabudowania i wjeżdżamy do dzikiej maderyjskiej przyrody, na początku jedziemy trochę lasem, ale dość szybko droga zaczyna wić się pośród gór.

widok z busa

Przez chwilę widać Funchal, tam - tak bardzo nisko w dole.

w dole ocean i Funchal

Dojeżdżamy do Pico do Arieiro. Na szczycie znajduje się w nim budynek, jest w nim WC (warto, później może być problem) oraz bufet (drogo!). Budynek zwieńczy okrągły radar dalekiego zasięgu używany przez NATO.
Tam mamy krótki postój na zakupy, wizytę w barze czy podziwianie widoków.

mapa trasy

Przy budynku przygrywają andyjscy Indianie. Muzyka tu pasuje, bo to wysokie góry, choć sporo im do Andów brakuje (wysokości).


widok z Pico do Arieiro

Właśnie, widoki. Ciężko się wstrzelić na tej wycieczce w dobrą widoczność, bardzo często wierzchołki gór skrywają się w chmurach, chociaż niżej, w szczególności na wybrzeżu, panuje piękna pogoda. Obserwowałem kamerę internetową zamontowaną na budynku znajdującym się na wierzchołku, ciężko wychwycić jakąś zależność meteorologiczną. Często dobra widoczność jest o poranku, trzeba by jechać o świcie, ale tu też reguły nie ma.

Tym razem dużą część gór przesłaniają chmury. Ruszamy w trasę. Emanuel nadaje ostre tempo marszu. Jak dla mnie trochę za ostre. Idzie z tyłu i pogania nas lekko, a przy tym pilnuje, żeby nikt nie zboczył na krok ze szlaku, bo będzie tragedia. Widać, że mocno się przejmuje naszym bezpieczeństwem.

Na chwilę pokazuje się ocean.

Przygotowując się do wycieczek na Maderze, czytałem o tym szlaku, że są na nim bardzo strome podejścia i zejścia i że w ogóle problem. Po takich informacjach uznałem, że trzeba wziąć ze sobą na tę wycieczkę kijki górskie, z którymi chodzę już od trzech lat i które mi ułatwiają podejścia i zejścia. Jednakże na trasie okazuje się, że te opinie były pisane raczej pod kątem osób niewprawionych do chodzenia po górach, bo nie taki diabeł straszny, jak go malują. To znaczy podejścia i zejścia owszem, są strome, ale cała ścieżka wyłożona jest płaskimi kamieniami, przy czym jakość ich ułożenia jest zdecydowanie lepsza niż np. na tatrzańskich szlakach, a poza tym na podejściach i zejściach zbudowane są eleganckie schody, a bezpieczeństwo poprawiają stalowe linki pełniące funkcję poręczy. Piknie!

początek szlaku - w tle kopuła radaru

Odsłaniają się zarośnięte zbocza gór. Wszędzie jest pełno małych, żółtych kwiatków, nawet na skalnych stromiznach. Bujna, jak na tę wysokość roślinność. Subtropikalny klimat Madery i bliskość wód Atlantyku robią swoje, ponadto gleby wulkaniczne są przeważnie żyzne.


Jak widać, ścieżka nie przedstawia trudności.

zdjęcie geologiczno - biologiczne: rozmaite warstwy skał poprzetykane żółtym kwieciem

księżycowy krajobraz skał wulkanicznych


Emanuel pogania, nie jestem przyzwyczajony do takiego tempa. Trochę brakuje czasu na „porządne" robienie zdjęć, do jakiego jestem przyzwyczajony. Lekko wkurzony pstrykam na biegu licząc, że coś z tego sensownego wyjdzie. Świetne reporterskie ćwiczenie, szkoda tylko że wykonuję je w takim miejscu. W międzyczasie mijamy chyba wszystkie podobne do nas grupy turystów. Żona mnie lekko uspokaja, na szczęście skutecznie.

Wchodzimy na taki "powietrzny" fragment ścieżki, prowadzący granią. Imponująco, choć bezpiecznie.




jak w tropikalnej dżungli

Wycieczka biegnie granią lub pod granią, zdarzają się tunele lub wyciosane w pionowej ścianie grzędy. Przy większych wejściach lub zejściach schody. Warunki meteo zmienne.


raz w górę, raz w dół

Widoki wspaniałe, wszędzie dużo przestrzeni wokół.



górski ogród

Pogoda się zmienia, mniej więcej za połową drogi chmury się podnoszą i można obejrzeć więcej widoków.


fascynujące są te zbocza skalne porosłe roślinnością

Słuchajcie, nie będę opisywał nazw poszczególnych szczytów, bo ich nie znam a i potrzeby takiej nie ma. Generalnie wszystkie szczyty noszą nazwę „Pico coś tam" i to wam musi wystarczyć.

skalna grzęda

panorama na zachodnią stronę

kolejna grzęda, tym razem zakończona wejściem do tunelu

schody, schody, schody

Coraz częściej pojawiają się przy ścieżce uschnięte drzewa. Padły one ofiarą wielkiego pożaru, po którym się nie odrodziły, w przeciwieństwie do bogatego poszycia. Efektem tego są białe kikuty martwych drzew jakby powtykane między bujną roślinność.


Emanuel coś wymięka. Idzie ostatni, sporo oddalony od członków grupy. Już tak nie pilnuje bezpieczeństwa. Z drugiej strony pod koniec trasy nie ma już takich ekspozycji jak na początku.


Niestety pod koniec wycieczki mgła podnosi się w górę i drastycznie zmniejsza widoczność. Na razie spacerujemy przez uschnięty las. Mgła tylko potęguje nastrój. Robi się strrrraszno!


Spotykam na swojej drodze prawdziwą Bijącą Wierzbę! Kto czytał lub oglądał Harry'ego Pottera ten wie.

maderyjska Bijąca Wierzba


Wierzba Bijąca z Hogwartu (źródło: https://harrypotter.fandom.com/pl/wiki)


Dochodzimy do Casa de Ruvio - skrzyżowania szlaków pod najwyższym szczytem Madery. Znajduje się tu mały bufet, można sie posilić i napić. Chętni z grupy udają się na Pico Ruvio (0,5 km stąd), reszta grupy wraz z Emanuelem odpoczywa.

Chciałoby się napisać, że widoki z dachu Madery zapierają dech w piersiach, ale niestety - w zasadzie nie widać nic. Jedynym wyjątkiem jest przebijająca się przez chwilę przez mgłę mała wioska, na moje oko Lombo do Urzal, położona 1300 metrów niżej.


Zaś na samym szczycie jest tak:

Cóż: przybyłem, zaliczyłem, trudno. Będzie powód, żeby wrócić na Maderę. 

Wracamy pod schronisko. Droga do Achada do Teixeira przebiega przyjemną ścieżką, cały czas lekko w dół wśród coraz to bujniejszej zieleni.


Dochodzimy do parkingu. Robię poniższe zdjęcie w ostatniej chwili, bo za moment parking skryje się w podchodzących od dołu chmurach. Na parkingu czeka już na nas busik. Emanuel oznajmia: "pipi - on the bushes", chwila "przerwy technicznej" i wracamy do Funchal.

parking Achada do Teixeira

Sebastian Słota

Komentarze

  1. Bardzo podobają mi się Twoje zdjęcia. Są takie zwyczajne, a jednak ogląda się je z przyjemnością, widocznie mają w sobie to "coś" mimo pozornej prostoty. Recepta jest niby prosta: przystanąć i pstryk, pstryk, tylko nie wszystkim takie zdjęcia się udają, a Tobie tak.
    Szczególnie spodobało mi się zdjęcie "Jak w tropikalnej dżungli".
    A teraz pytanie techniczne: w jakich warunkach zrobiłeś zdjęcie z busa. Zwykle "wyłażą" zawsze jakieś odbicia w szybie, chyba, że szyba była opuszczona.
    Pozdrawiam
    Zenon Jędrzykiewicz - nie chcę występować jako "Nieznany"

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za uznanie. A co do zdjęć z busa, to jest taka loteria. Wszystko zależy jak się słońce ułoży. Łatwiej jest jak jest pochmurno. Przydaje się też filtr polaryzacyjny do minimalizowania odbić w szybie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

TOP 5

Na Tuł Szlakiem Cisownickim