Sitno
Štiavnicke Vrchy (Góry Szczawnickie) to grupa górska na Słowacji, położona (z
punktu widzenia Polaka) daleko na południu, za Wielką Fatrą i Kremnickimi
Vrchami, dalej za nią jest już Nizina Naddunajska.
Stanowią one fragment zachodniej części Slovenskego Rudohoria (Rudaw
Słowackich), pasma górskiego położonego na południe od Niżnych Tatr, a
rozciągającego się na długości 140 km. Štiavnicke Vrchy to w sensie
geologicznym młode góry, pochodzenia wulkanicznego, bez wyraźnie rozwiniętego
głównego grzbietu. Zajmują powierzchnię ok. 800 km2, a ich znaczna część jest
objęta CHKO Stiavnickie Vrchy (obszar chroniony podobny w zakresie ochrony do
naszych parków krajobrazowych). Najwyższy szczyt tych gór to Sitno o wysokości
1009 metrów, a dużo szczytów na wysokość 700-800 metrów. Jak widzicie,
wysokości nie powalają, zwłaszcza się porówna z innymi górami Słowacji, ale to
nie znaczy, że te góry nie są ciekawe. Wulkaniczna działalność spowodowała
ciekawe ukształtowanie terenu, a żyzna powulkaniczna gleba sprzyja bogatej
roślinności. Na pewno są mało spopularyzowane, w internecie nie znajdziemy
wielu relacji z tutejszych wycieczek ani mnogości zdjęć.
W centrum tych gór leży miasto Banska Štiavnica, będące najlepszą bazą
wypadową, z kilkunastoma liniami autobusowymi prowadzącymi do okolicznych
miejscowości. O tym mieście, bardzo interesującym zresztą, można znaleźć w
sieci więcej informacji niż o samych Štiavnickich Vrchach.
To miasto wybraliśmy na naszą bazę podczas majówkowego wypadu na Słowację. Z
majówkowych wyjazdów zrezygnowaliśmy już dawno, ostatni taki miał miejsce w
2012 roku, gdy wybraliśmy się do Bukowiny Tatrzańskiej, jeszcze z dziećmi.
Potem nas skutecznie odstraszały korki na drogach i tłumy na górskich
szlakach, za to znakomitym, jak się później okazało, pomysłem na majówkę w
dniach 30 kwietnia - 3 maja był wyjazd na „głęboką" Słowację, na tyle oddaloną
od Polski, aby uniknąć turystycznej stonki.
Z Krakowa mamy do przejechania ponad 260 km, co w sobotni ranek zajmuje nam
ponad 4 godziny. Przyjeżdżamy na kwaterę po jedenastej, szybko rozpakowujemy
się i jedziemy na pierwszą z wycieczek w Štiavnicke Vrchy. Naszym celem jest
Sitno - najwyższy szczyt Štiavnickich Vrchów, położony na południe od Banskej
Štiavnicy. Na jego szczycie znajduje się wieża przekaźnika telewizyjnego,
drewniana wieża widokowa oraz wciąż niedokończony budynek schroniska
turystycznego im. Andreja Kmeta. To krótka wycieczka, w sam raz na pół dnia.
Parkujemy samochód przy północnej stronie Počuvadlianskego Jazera,
największego z kilkudziesięciu znajdujących się w tych górach sztucznych
zbiorników spiętrzających wodę do napędzania maszyn górniczych i hutniczych.
Więcej o historii tutejszego górnictwa napiszę w kolejnym wpisie poświęconym
zwiedzaniu miasta Banska Štiavnica. Zbiornik ma powierzchnię 11,73 ha jest
obecnie wykorzystywany do celów rekreacyjnych.
Przechodzimy obok jeziora wzdłuż głównej drogi i skręcamy w lewo na zielony
szlak prowadzący na Tatarską Lukę. Podejście nie jest strome, prowadzi
głównie lasem, mijamy tu sporo turystów - jak zawsze przyciąga ,,magia"
najwyższego szczytu w paśmie. Szlak prowadzi lasem, ale czasem można ujrzeć
nasz cel - Sitno.
Sitno
Na Tatarskiej Luce (Tatarskiej Łące) dołącza szlak niebieski, którym
będziemy szli na wierzchołek. Od tego momentu ścieżka zmienia swój charakter
- Sitno zbudowane jest ze skał andezytowych. Ich ogromne bloki tworzą coś na
kształt labiryntu skalnego, przypominającego Góry Stołowe, ścieżki też
przypominają te znajdujące się wokół Góry Zamkowej w Pieninach.
Szczyt Sitna, dość rozległy i płaski, otoczony jest tymi skałkami, na
niektóre z nich prowadzą mniej lub bardziej widoczne ścieżki. My się
wybieramy na trzy z nich. Pierwsza z nich znajduje się zaraz przy niebieskim
szlaku tuż przed szczytem i prowadzi do niej krótka, uczęszczana ścieżka.
Przy dobrej widoczności z podszczytowych turni można zobaczyć całą gamę
słowackich pasm górskich: Niżne Tatry, Wielką Fatrę, Luczańską Małą Fatrę,
Kremnicke Vrchy, Vtačnik, Polanę, a nawet Matrę i Góry Bukowe na Węgrzech,
jednak dziś przejrzystość powietrza nie powala, można skupić się na
najbliższej okolicy.
na dole Tatarska Luka, na horyzoncie Vtačnik
Štiavnicke Vrchy nad Banską Štiavnicą
Banska Štiavnica
lansik
joga
Teraz idziemy na szczyt. Znajduje się na nim wieża widokowa o nietypowym
kształcie, bardzo podobna do schroniska na Luboniu Wielkim. Do jej budowy
użyto m.in. kamieni ze zniszczonego na początku XVIII wieku zamku Sitno.
Wieża wybudowana w 1736 roku została zniszczona w 1852 roku po uderzeniu
pioruna oraz odbudowana jako drewniana w 1888 roku. Niestety drzwi wejściowe
do wieży są zamknięte na kłódkę.
Štiavnicke Vrchy, w dole miejscowość Svaty Anton
Pod wieżą znajduje się ciągle będące w budowie schronisko turystyczne Chata
im. Andreja Kmeta. Był to żyjący w latach 1841-1908 utalentowany słowacki
ksiądz, przyrodnik, etnograf, archeolog i historyk silnie związany z
Štiavnickimi Vrchami. Znajdziemy w rejonie również inne miejsc noszące jego
imię, np. niebieski szlak prowadzący z Prencova do Bzenicy przechodzący
przez całą tą grupę górską, gimnazjum i jedną z głównych ulic starówki
Banskej Štiavnicy. Z przyczyn mi nieznanych schronisko ciągle nie może
zostać ukończone, ale jest w nim czynny bufet.
Z samego szczytu Sitna widać niewiele. Po wypiciu mocnej bufetowej kawy idziemy
dalej. Robimy pętlę, chcąc przejść obok zamkowych ruin. Od wschodniej strony
na Sitno prowadzi szeroka asfaltowa droga, dostępna również dla rowerów.
Zaraz na jej początku, gdzieś po prawej stronie szukamy ścieżki prowadzącej
na dwie kolejne skalne turnie. Jest niezbyt widoczna, ale dla uważnego oka
nie stanowi to problemu. Schodzimy nią lekko w dół, po chwili widać już owe
turnie. W odróżnieniu od popularnego szlaku wiodącego od Počuvadilanskego
Jaziera, gdzie spotykamy sporo turystów na drodze schodzącej po wschodniej
stronie mijamy nielicznych turystów i rowerzystów, a na tych turniach
skalnych to tylko my i przestrzeń. Ścieżki dla koneserów. Z obu turni
roztacza się w sumie podobny widok, pięknie z nich widać łąki i lasy
położone na południe od Sitna w okolicy wsi Beluj.
widok na łąki po południowej stronie
druga turnia z pierwszej turni
okolice wsi Beluj
wieża przekaźnikowa na Sitnie
Wracamy na niebieski szlak trawersując zbocza Sitna. Po chwili przed nami
ruiny Hradu (zamku) Sitno, znajdujące się kilkadziesiąt metrów od szlaku.
obok Hradu Sitno
Zamek znajduje się na wysokości ok. 840 m. Powstał prawdopodobnie w XIII
wieku. Strzegł dostępu od południa do górniczych osad w Štiavnickich
Vrchach. Został przebudowany i umocniony w połowie XVI wieku, stał się wtedy
ważnym punktem obrony przed Turkami. Na początku XVII wieku obsadzili zamek
powstańcy antyhabsburscy, którzy całkowicie go zniszczyli w 1711 roku i w
takim stanie ruiny stoją do dziś.
Jak można przypuszczać z oględzin zamkowych ruin, budowla była dość mocno
wkomponowana w skały. Teraz z zamku niewiele powstało, odnoszę wrażenie, że
więcej tu naturalnych skał niż murów wzniesionych ręką człowieka. Niemniej
dla przyzwoitości wychodzimy po schodkach na górę obejrzeć obiekt.
Teraz już wracamy nad Počuvadilanske Jazero, najpierw do Tatarskiej Luki
zieloną ścieżką przyrodniczą obchodzącą Sitno od północy, z której widać
prześwitujące przez drzewa skałki, a potem znajomym już zielonym szlakiem
pod jezioro. Dochodzi godzina 18, znajdujący się przy jeziorze bar Terasa U
Blaškov jest już zamykany. Dziwnymi ścieżkami podążają godziny otwarcia
słowackich sklepów spożywczych i punktów gastronomicznych, Słowacy bardzo
szanują swój czas i często zamykają biznesy dużo wcześniej niż ma to miejsce
w Polsce. Ale i tak nie mamy ochoty na jedzenie tutaj, wolimy wykorzystać
przedwieczorne godziny na obejście jeziora wokół po jego zachodniej stronie.
To fajne miejsce spacerowe. Można iść wokół zbiornika asfaltową drogą lub
znajdującą się dużo bliżej brzegu leśną ścieżką. Zgadnijcie, który wariant
wybraliśmy.
Mniej więcej w połowie drogi wokół jeziora mijamy znajdujący się na cyplu
pensjonat Topky.
Kończymy już naszą wycieczkę. Jedziemy teraz do Banskiej Štiavnicy na
kolację. Muszę powiedzieć, że oferta gastronomiczna tego miasta nie powala,
dodatkowo część restauracji jest czynna w dziwnych godzinach, np. do 16, a
niektóre są zamykane w poniedziałki i wtorki. Dość oryginalna polityka w
obiektach żyjących raczej z turystów (rodowitych mieszkańców jest tylko 8,5
tysiąca), ale jak pisałem wcześniej, Słowacy najwyraźniej cenią swój czas.
Z czystym sumieniem mogę polecić jedno miejsce (czynne w „ludzkich
godzinach"), a jest nim położona przy ul. Robotnickiej. Wiem, że pizze słabo
się kojarzą ze słowacką kuchnią, ale serwowane tutaj są naprawdę pyszne.
Dodatkowo w pizzerii znajduje się spory i fajnie wyposażony kącik zabaw dla
dzieci, bardzo przydatna rzecz dla rodziców chcących zjeść w spokoju.
Nasza pierwsza wycieczka w Štiavnickich Vrchach wypadła bardzo obiecująco, ale
powiem tylko tyle, że potem było już tylko lepiej w tej małej, ale urokliwej
grupie górskiej. Wielbiciele Tułu, Wysokiego Wierchu i Durbaszki będą z
pewnością usatysfakcjonowani następnymi relacjami.
Komentarze
Prześlij komentarz