Kierunek Kacwin

Dzień na Spiszu cz. 2

 

Po niezwykle udanym wschodzie słońca na Grandeusie szkoda było marnować piękny i słoneczny dzień. 
 
 
Spontanicznie postanowiłem udać się na rekonesans po Spiszu, dla mnie miejscu nieznanym i generalnie mało popularnym. 
 
widok na Dursztyn, pasmo Lubania i Żar
 
Z Dursztyna zjechałem drogą do Łapsz Niżnych. Odcinek ten pokrywa się ze szlakiem rowerowym prowadzącym przez Pieniny Spiskie. Cały ten rejon ma charakter rolniczo-pasterski, podobnie jak rejon Jaworek w Małych Pieninach, pełno tu łąk i pasących się na nich krów oraz owiec. Nad całym Spiszem dominują pobliskie Tatry, widać je z wielu punktów widokowych, nawet zwykła droga lokalna Dursztyn-Łapsze Niżne może pozytywnie zaskoczyć.

Żar - najwyższy szczyt Pienin Spiskich
 
Tatry znad Łapsz Niżnych, po prawej Grandeus
 
pastwiska pod Szumnem
Następnym etapem było miejsce, które zna chyba każdy fotograf krajobrazowy w Polsce. Jest to Przełęcz Nad Łapszanką (od nazwy miejscowości) położona tuż przy polsko-słowackiej granicy z pięknym widokiem na Tatry od Bielskich aż po dalekie krańce Tatr Zachodnich. Cechą charakterystyczną tatrzańskiego widoku z tego miejsca jest, że prawie w ogóle nie widać w dole panoramy zabudowań, tylko w oddali, w stronę Giewontu widać jakieś domy. Miejsce to jest obfotografowywane na wszystkie możliwe sposoby, głównie o świcie i zmierzchu, w nocy, z ręki, ze statywu i z drona. W bezchmurne wrześniowe przedpołudnie zdjęcia moje nie mogły równać się z tymi wykonanymi na początku i końcu dnia, ale z kronikarskiego obowiązku umieszczam zdjęcia z przełęczy oraz łąk nad przełęczą w stronę zachodnią, gdzie widok jest jeszcze rozleglejszy. Kupione na drugie śniadanie w kiepsko zaopatrzonym sklepie ABC mieszczącym się w garażu jednego z domów Łapszanki drożdżówki i kefir w scenerii łapszańskiej smakowały znakomicie. 
 
Tatry Bielskie
 
Tatry Wysokie
 
kapliczka na przełęczy
 
panorama Tatr znad przełęczy 
 
Z Łapszanki pojechałem do Kacwina. Jest to wieś cicha i spokojna, otoczona łagodnymi wzniesieniami pokrytymi łąkami i pastwiskami. Ruch turystyczny jest tu znikomy, a okolice piękne, ciekawe również na wycieczki rowerowe. Nie miałem jakiegoś konkretnego planu na Kacwin, zaparkowałem samochód pod cmentarzem i ruszyłem pod kapliczkę Matki Boskiej Śnieżnej, charakterystyczny kacwiński „gwóźdź fotograficzny”
Spod kapliczki ruszyłem bezszlakowo i nawet bezścieżkowo pod górę, która na mapach opisana jest różnie: literacko „Ospyszek” lub gwarowo „Łospysek”. Zupełnie spontaniczne wykonałem pętlę wokół tego Ospyszka, której przebieg był mniej więcej taki:
W miarę podchodzenia łąkami w górę widać było coraz więcej gór, od Lubania przez Trzy Korony aż po Wysoką.

urokliwy i niepozorny wierzchołek Ospyszka
    
panorama spod Ospyszka
 
Kacwin i Lubań
 
nad Tatrami się kotłowało
Grandeus, o którym pisałem w pierwszej części relacji ze Spisza, że to „mistrz niepozorności”, z dołu wygląda tak samo niepozornie: niewielkie wybrzuszenie terenu z postawioną na jego szczycie wieżą przekaźnikową.
Za Ospyszkiem zobaczyłem sielsko-arkadyjski krajobraz Spisza. Może to bardzo odległe skojarzenie, ale widok pofalowanych pól i łąk skojarzył mi się z polodowcowym krajobrazem Suwalszczyzny.
Zobaczyłem w pewnej odległości kilka indiańskich tipi (namiotów), często mylnie nazywanych wigwamami. Otóż wigwam to nie namiot, ale nieprzenośna chata indiańska pokryta korą, matami trzcinowymi albo skórami. Kto czytał trylogię indiańską Alfreda Szklarskiego w młodości?
Bezszlakowo i bezścieżkowo musiałem przekroczyć potok o nazwie Zapiszek. Tu się pojawił pewien problem, bo łąki nad potokiem były pełne owczego gówna, świeżego i pozasychanego. Skoro są owce, to i kupy muszą być i deczko musi śmierdzieć. Zastanawiałem się, czy buty będą do umycia po wycieczce, ale stąpałem z taką gracją, że nie było to konieczne. Po drugiej stronie Zapiszka zauważyłem bacę w absolutnie niebacowskiej wściekłoróżowej koszulce. Czyżby i tu dotarły najnowsze trendy?
Po przekroczeniu płytkiego potoku wkroczyłem na tutejsze drogi i ścieżki, koniec łażenia po łąkach (no, prawie koniec).
Widziane z daleka tipi okazały się być Wioską Indiańską: miejscem do wynajęcia na różne koncerty, eventy, imprezy integracyjne, wieczory kawalerskie itp. Powrót pod kapliczkę zgodnie z mapą prowadzi drogą polną, a potem asfaltową, ale nie byłbym sobą, gdybym w poszukiwaniu kadrów nie zbaczał z drogi, raz w lewo, raz w prawo.
 
troszkę w lewo
 
troszkę w prawo

kacwińskie przestrzenie

Domknąłem pętlę pod kapliczką. Koniec wycieczki.
Zrobiłem spontaniczną i sympatyczną, choć niedługą wycieczkę wokół Ospyszka, w połączeniu ze wschodem słońca na Grandeusie dało to dzień pełen wrażeń. Urzekły mnie tereny Pienin Spiskich i łąki położonego na południe od nich Zamagurza. Byłem tu pierwszy raz, ale na pewno nie ostatni.
Tego roku odbyłem wiosną kilka wycieczek w niskie góry (600-800m): Tuł, Potaczkowa, Pasmo Pewelskie. Majowa pora to idealny czas na takie pagórki, jestem przekonany że przyszłoroczną wiosną zawitam na Spisz i zrobię trasę Kacwin – Dursztyn na piechotę.

Sebastian Słota

Komentarze

TOP 5

Na Tuł Szlakiem Cisownickim