Grześ - Rakoń - Wołowiec

zima w Dolinie Chochołowskiej


- Wrzuciłeś, Grzesiu list do skrzynki, jak prosiłam?
- List proszę cioci? List? Wrzuciłem, ciociu miła.

Tak zaczyna się wiersz Juliana Tuwima o przesympatycznym Grzesiu - kłamczuszku. Ja jednak o innym Grzesiu: pierwszej górze na graniowym szlaku wiodącym z Polany Chochołowskiej przez owego Grzesia i Rakoń na Wołowiec. Nasza wyprawa tym szlakiem miała miejsce w połowie lutego. Wycieczka daleka, trzeba było wyruszyć wcześnie.

Na Polanę Chochołowską dotarliśmy, gdy słońce zaczęło oświetlać grań Tatr.

poranek na Polanie Chochołowskiej

Nie zwlekając ruszyliśmy żółtym szlakiem do góry, jeszcze w cieniu otaczających gór.

Początkowy etap szlaku żółtego na Grzesia wiedzie żlebem potoku, lubi tam być ślisko. Podczas naszego polowania na krokusy trzy lata temu próbowałem wyjść na Grzesia, ale pokonał mnie wtedy wytarty bieżnik w starych butach i brak raków - tuż za schroniskiem ścieżka była tak niesamowicie oblodzona, że nie dałem rady iść w górę. Tym razem, zaopatrzony w raki (podobnie jak reszta naszej trzyosobowej ekipy), problemu nie było, choć też było ślisko. W miarę nabierania wysokości coraz silniej przyświecało słońce, na początku nieśmiało wychylające się zza drzew.



Piękna, biała zima.

Na zakręcie żółtego szlaku pod Przełęczą Bobrowiecką już słońce świeciło na całego. Po drodze zaczęliśmy się rozbierać z „cebulki", robiło się coraz cieplej i w sumie niewiele wiało.

Dalszy etap trasy na Grzesia, po wyjściu z lasu, latem wiedzie wśród kosodrzewiny, która teraz była zasypana śniegiem, jedynie gdzieniegdzie wystawały końcówki gałęzi. Słońce świeciło mocnym blaskiem, na niebie ani jednej chmurki. Kurczę, trochę „płasko" bez chmurek. Ale za to przejrzystość powietrza znakomita - czyste, suche, zimowe powietrze pozwala na takie widoki, jakich nie ma o innej porze roku. Zawsze mnie fascynują te zimowe pejzaże.

balony nad Bobrowcem

Zauważyliśmy dwa balony unoszące się nad Tatrami, na moje oko startujące z aeroklubu w Nowym Targu. Majestatycznie przesuwały się na południe, a my wędrowaliśmy po śniegu w górę.


Na Grzesia, pomimo wczesnej pory, wędrowało sporo osób. Pewnie, podobnie jak i nas, skusiła ich słoneczna, zimowa sobota. Na wierzchołku Grzesia całkiem spory tłumek. A widok - 360 stopni. Od Osobitej na północnym-zachodzie i wychylającym się za nią szczytami Pilska i Babiej Góry, idąc zgodnie z ruchem wskazówek zegara, widać Gorce, całą imponującą panoramę Tatr Zachodnich od Giewontu poprzez Czerwone Wierchy, aż do Osobitej właśnie. Zrobiłem panoramę widokową z Grzesia, a w domu pogrzebałem w swoim archiwum i znalazłem zrobioną dwa i pół roku temu panoramę z Grzesia w letnich warunkach. Jakże inny wtedy był widok! Trochę manipulacji, przycięcia po brzegach i przesuwania i o to mogę pochwalić się "sklejką" dwóch panoram zrobionych zimą i latem z Grzesia. Które warunki bardziej się wam podobają? Ja zdecydowanie wybieram zimę.

panorama z Grzesia zimą i latem

Jeden z moich czytelników zwrócił mi uwagę, że trochę za mało w moich relacjach zbliżeń, dominują szerokie plany. Trochę racji miał.  Na tej wycieczce postanowiłem zmienić trochę proporcje, a sprzyjała temu doskonała zimowa widoczność. Nie było tym razem mojego ulubionego "snuja", czyli mgieł, chmur i prześwitów, za to granie Tatr ostre jak brzytwa prowokowały do częstszego użycia teleobiektywu tego dnia.

Trzy Kopy, Hruba Kopa, Banówka

wielkie góry, mały człowiek

końcowy etap podejścia na Grzesia

Długi Upłaz, Rakoń i Wołowiec - nasza trasa do przejścia

Osobita, tuż za nią Pilsko, na prawo Babia Góra

szczyt Wołowca

Mimo wczesnej pory (na Grzesia dotarliśmy o ok. 9:30), przy fotografowaniu wierzchołka Wołowca udało mi się wypatrzeć jedną osobę pod samym szczytem. Szacun!

poza porą zimową szlak prowadzi pośród kosodrzewiny

zimowe impresje


No to w dalszą drogę. Na Rakoń idzie się Długim Upłazem, tak trochę w górę, trochę w dół, ale bardziej w górę, lekko nabierając wysokości. Widoki, z bocznej grani, 360 stopni: od zachodu słowackie Tatry Zachodnie, od wschodu polskie Tatry: Zachodnie i Wysokie, na południe Wołowiec, cel wędrówki.

Pachoł, Spalona Kopa, Salatyn, Brestowa

Grześ

na Długim Upłazie


Zawsze, gdy udaje mi się zrobić taką fotkę, ze smugami kondensacyjnymi za samolotem stromo przecinającymi horyzont, zawsze przychodzi mi na myśl scena z "Przebudzenia Mocy" (VII epizod Gwiezdnych Wojen, który bardzo wysoko sobie cenię, pomimo dość kiepskiej opinii panującej o tym filmie"), gdzie Rey jako dziecko obserwuje odlatujący z Jakku statek z jej rodzicami i krzyczy "Wra-caj-cie! Wra-caj-cie!". Jakku było pustynną planetą, zimą Tatry Zachodnie przypominają śnieżną pustynię, co tylko wzmacnia skojarzenia.

Starorobociański Wierch

Zima sprzyja czarno-białej fotografii. Choć nie wszyscy ją lubią, niektórzy preferują kolor, to ja lubię zrobić kilka zdjęć z wycieczki w czarno-białej tonacji. Zdjęcia zimowe często mają błękitno-białą tonację, więc wiele nie tracą po konwersji, a zyskują dzięki kontrastowi i wyrazistej fakturze. Prawda też jest czasem banalna: zdarza się, że zimowe zdjęcie w kolorze jest takie nijakie i konwersja na b&w daje mu nowe życie. Więc, konkludując, kilka zdjęć black-and-white w tej relacji się znajdzie, powyżej pierwsze z nich.

raz, dwa, trzy, na Wołowiec marsz!

Wołowiec, Przełęcz Zawracie, Ostry Rohacz

Ostry Rohacz

Już na Rakoniu. Chwila (niezbyt długa) odpoczynku i robienia zdjęć. Reszta ekipy lekko pogania, faktem jest, że w lutym dzień jeszcze krótki, a droga daleka. Zostaję jeszcze chwilę na fotografowanie, potem będę gonił pozostałych wycieczkowiczów (a spotkamy się na Wołowcu).

panorama słowackich Tatr Zachodnich z Rakonia

w stronę Świnicy

słońce, niebo, śnieg - co za piorunująca mieszanka!

Kończysty Wierch, Starorobociański Wierch

"mróweczki" podążające na Wołowiec

Muszę powiedzieć, że nie można było mieć zastrzeżeń do ekwipunku turystów podążających granią. Byli oni albo na nartach skiturowych, albo wyposażeni w raki i odpowiedni do warunków strój. Tak trzymać!

Ciemniak

"to co, panowie: idziemy dalej, czy schodzimy do schroniska na herbatkę?"

Jarząbczy Wierch, Jakubina

skiturowcy przymierzający się do zjazdu

ponarciarskie esy-floresy

Powiem tak: po twardym i zmrożonym śniegu w rakach chodzi się zimą łatwiej niż ścieżką w lecie. Jest równo jak na stole, zęby raków się wgryzają w śnieg, żwirek nie osuwa się spod stóp, nie przeszkadzają poruszające się kamienie.

podejście pod Rakonia na nartach

Wyjście na Wołowiec poszło mi dość sprawnie, choć nie wyobrażam sobie wychodzenia tam bez raków. Na górze stosunkowo ciepło i niewiele wieje. Jak tu byłem ostatnio w sierpniu, to wiatr bardziej urywał głowę.

na Wołowcu - towarzysze wycieczki

Wierzchołek Wołowca jest rozległy, żeby obejrzeć widoki na cztery strony świata, jakie oferuje, trzeba się przespacerować po nim trochę. W każdym razie, nudzić się tu nie można.

Dolina Rohacka

Ostry i Płaczliwy Rohacz

Dolina Jamnicka i Niskie Tatry

Dolina Chochołowska

autor i jego oldskulowe raki

Tu mały komentarz na temat raków: jest to model firmy Stubai (bardzo porządnej), jakkolwiek data produkcji tych raków to chyba lata osiemdziesiąte. Używał ich dawno temu mój tata, a teraz przeszły z ojca na syna. System zapinana jest nieco skomplikowany i lekko anachroniczny, ale raki dają radę. Ciekawe, kto je po mnie odziedziczy (moi synowie nie przejęli po mnie górskiej pasji).

na grani Tatr

panorama Tatr Polskich z Wołowca

w dole Osobita, a na horyzoncie Babia Góra i Polica

w krainie śniegu i lodu - Przełęcz Rohacka

Baraniec, Ostry Rohacz

wierzchołek Płaczliwego Rohacza

w krainie śniegu i lodu - na horyzoncie Niskie Tatry

Czy wszystko, co piękne, musi się kiedyś skończyć? Schodzimy z Wołowca, ale żeby wykorzystać piękne warunki postanawiamy nie schodzić zielonym szlakiem Doliną Wyżnią Chochołowską, ale wrócić przez Grzesia. Zielony szlak po zejściu z wysokości znika w lesie i tak prowadzi aż pod schronisko, a wracając granią mamy perspektywę pięknych widoków o wiele dłużej.

Rohacze z zejścia z Wołowca

Plusem jest też to, że wędrując w dół możemy bardziej skupić się na widokach, bo i wysiłek mniejszy. Dowiaduję się ponadto, że moim towarzyszom pasuje powrót przez Grzesia, bo po drodze pod górę nie robili prawie żadnych zdjęć. Poważnie?

zejście na Rakoń

Tam na górze byliśmy...

Na Rakoniu spotykamy kolejną grupę skiturowców przygotowującą się do zjazdu.


zjazd z Rakonia

Kamienica i Kończysty Wierch

Rozglądałem się w przód i w tył, w prawo i w lewo. W tyle widać było naszą drogę na Wołowiec ponad nisko zawieszonym na horyzontem słońcem. Jak pewnie zauważyliście, sporo w tej relacji zdjęć z słońcem w kadrze. Cóż, my szliśmy wysoko, słońce (jak to w lutym) było jeszcze nisko, więc siłą rzeczy tak się złożyło.

oczy w tył

oczy do przodu - zejście na Grzesia

Grześ coraz bliżej

panorama polskich Tatr z Grzesia

Łopata

zbliżenie na Ostry Rohacz i Rakoń


Uroki niskiego słońca...




piramida Starorobociańskiego Wierchu w czerni i bieli

W czasie zejścia z Grzesia do Doliny Chochołowskiej niższe partie gór zaczął ogarniać cień, za to zaczął na towarzyszyć pięknie świecący księżyc prawie w pełni. Auuuuu.....

Na Polanie Chochołowskiej słońce oświetlało górną połówkę Kominiarskiego Wierchu, dolna połowa i cała Polana Chochołowska była już w cieniu. No i ten księżyc...


Średnio zmęczeni i bardzo zadowoleni dotarliśmy do schroniska. Tatrzańskie ostre zimowe powietrze nas dotleniło, słońce lekko mnie przypiekło, włosy zmierzwiły się pod czapką. Przyszła pora na schroniskowy posiłek: bigos i piwko. Smacznego!

pozdrowienia znad talerza

Sebastian Słota

Komentarze

Prześlij komentarz

TOP 5

Na Tuł Szlakiem Cisownickim