grań Małej Fatry - spacer w chmurach

rzecz o rozkoszach spontaniczności


Nocą nad Małą Fatrą przeszedł deszcz, prognoza pogody na dzień nie przedstawiała się zachęcająco - raczej pozostawało siedzenie w Terchowej. Mnie już problemy związane z wirusem, opisane w poprzednim poście na blogu, minęły, dzień wcześniej próbowałem przejść się do Obsivanki, nie udało się, ale teraz już czułem się dobrze. Gdzieś w okolicy godziny jedenastej zaczęło się przejaśniać i pojawiły się prześwity w widoku na grań. Rzut oka na kamerę internetową - jest taka bardzo fajna, umieszczona na wieży widokowej w Terchowej (fajne widoki z wieży w podobnej frontowej aurze TUTAJ), pozwalająca dobrze rozeznać się na warunkach w górach: http://panorama.terchova.sk/
Tu następuje punkt zwrotny akcji (moja polonistka w podstawówce mówiła: zawiązanie węzła dramatycznego), podejmuję decyzję o wyruszeniu w góry, może Boboty („bez rewelacji"), może Sokolie („nie, byłem tam rok temu"), a może na grań? („wow!") Dwa dni wcześniej były Krywanie, to jej teraz druga, zachodnia część. Dobra, temat wybrany, jeszcze raz rzut oka na kamerki („dzieje się"), herbata do termosu, zakupy „szturmżarcia" w spożywczym (czekolada, banany i ciasteczka owsiane) i w drogę - samochodem do Vratnej. Dobrze, że jest kolejka na grań, którą można się błyskawicznie przedostać na górę, o dziwo chętnych sporo, wyciąg pracuje w ruchu ciągłym (gdy nie ma dużej liczby chętnych, kolejka uruchamiana jest co godzinę). Na górnej stacji byłem 40 minut od podjęcia decyzji o wyjeździe. Niech żyją takie ułatwienia w górach! (choć wiem, że są przeciwnicy takich ułatwień i fascynaci wychodzenia zawsze „z buta", znam paru takich).

w drodze do Vratnej - Wielki Rozsutec i Stoh w chmurach
 
Na tarasie górnej stacji kolejki fascynujące widoki, cała Fatra „paruje" po nocnych opadach. Trochę wieje, nie strasznie dużo, ale tak w sam raz, aby się krajobraz zmieniał i przeganiał obłoki. Zakładam na obiektyw filtr połówkowy szary i biorę się za robienie zdjęć. Warunki pogodowe były takie, że tego filtra w zasadzie nie zdejmowałem do końca wycieczki. Dla niewtajemniczonych: filtr połówkowy to taki w połowie przyciemniony kawałek szybki (kwadratowy lub okrągły), który mocuje się na obiektywie w celu wyrównania naświetlenia części kadru - filtr pozwala przyciemnić jaśniejsze partie obrazu i dzięki temu wyrównać dynamikę zdjęć, a coza tym idzie, poprawić jakość kadrów o wysokim kontraście i dużej rozpiętości tonalnej. Filtr kwadratowy jest bardziej uciążliwy w użytkowaniu od okrągłego, jest większy od obiektywu i nie można wtedy założyć dekielka ochronnego, ale daje większe możliwości manewru i przesuwania względem kadru - przy filtrze okrągłym nakręconym na obiektyw linia gradientu jest zawsze na środku kadru, filtr można tylko obracać, natomiast filtr kwadratowy można przesuwać dodatkowo góra-dół.

Urządzenie bardzo proste, ale jednocześnie bardzo skuteczne.


W planie miałem przejście części wschodniej grani Małej Fatry, od Przełęczy Snilowskiej poprzez Chleb, Hromowe i Steny na Południowy Gruń, tam zejście na polanę pod Gruniem i z powrotem pod dolną stację kolejki. Trasa ta jest zdecydowanie łagodniejsza od drogi na Mały Krywań, są dużo mniejsze przewyższenia, a sporą część trasy idzie się prawie „po płaskim". Nic, tylko iść i podziwiać.

kolejka na Snilowską Przełęcz

Podobnie jak to ma miejsce na Krywaniach, im dalej od kolejki, tym mniej ludzi. Zauważyłem, że sporo ludzi robi taką pętelkę: Przełęcz Snilowska - Chleb -Chata Pod Chlebem - Przełęcz Snilowska, na Hromowym i dalej było zdecydowanie puściej.


górna stacja kolejki

A warunki na trasie? Fascynujące i mocno zmienne. Były momenty całkiem sporych przejaśnień, były też takie, że widoczność sięgała dwóch-trzech metrów, dalsze odległości tonęły we mgle. Często interesujące widoki pojawiały się na kilka sekund, niektóre niestety zdążyły mi umknąć. Na południe od grani, w dolinie Wagu, pomiędzy Małą a Wielką Fatrą kotłowały się nisko położone (zdecydowanie poniżej grani) obłoki. Idąc po grani, momentami miałem wrażenie, jakbym leciał samolotem. Słońce przebijało momentami przez chmury, ale nigdy nie świecąc mocnym, jasnym światłem, tylko takim przymglonym.

widok na Dolinę Vratną

na grani

górna stacja kolejki, Krawiarskie i Baraniarki


chmury pod Wielkim Krywaniem

Kiedyś ceniłem w górach głównie przejrzyste powietrze, bezchmurne niebo i dalekie widoki. Taka pogoda oczywiście jest fajna, słonko przygrzewa (w lecie przypieka), wędruje się przyjemnie (ale nie jak jest upał), ale wrażenia fotograficzne są płaskie i nudne (racja, Jureczku). Chmury i mgły nadają krajobrazom głębi i wyrazu, bardzo je polubiłem w ciągu ostatnich dwóch lat, choć nadal nie lubię chodzić po górach przy zerowej lub bardzo niskiej widoczności i tego chyba nigdy nie polubię. Utrafienie w takie warunki jest trudne, czasem się udaje przypadkiem (jak teraz), ale zauważyłem, że można wcelować się w interesujące chmurkowe plenery pierwszego dnia wypogodzenia lub ostatniego dnia przed załamaniem pogody. Trzeba próbować i obserwować zaawansowane strony z prognozą pogody, z czasem doświadczenie i wprawa pozwalają na takie wycelowanie, choć wiadomo, że terminy wyjazdów są uzależnione też od dni wolnych, możliwości wzięcia urlopu, planów rodzinnych itp.


na górze Chleb

Wielki Rozsutec w oddali w chmurach

lecimy samolotem? w dole widać dach Chaty Pod Chlebem

Na Przełęczy Pod Hromowym miałem taki moment zwątpienia, kiedy chmury zasłoniły dokładnie wszystko na ładnych paręnaście minut. Pierwsza myśl była taka: Już po pogodzie, trzeba wracać", a profilaktycznie kupiłem bilet w obie strony (jest niewiele droższy od biletu tylko w górę), ale po chwili przyszła refleksja: „spokojnie, pewnie się przetrze, generalnie z Hromowego jest już cały czas po płaskim albo z górki, co ci szkodzi". Oczekiwanie na przejaśnienie połączyłem z posiłkiem i kubkiem ciepłej herbaty, opłaciło się.

na Przełęczy Pod Hromowym

Chleb

Cały czas chmury walczyły z widocznością, warunki często zmieniały się w okamgnieniu.

Chleb w chmurach

Chleb pół minuty później

nadal lecimy samolotem

w drodze na Hromowe

w drodze na Hromowe

czy leci z nami pilot?


Wielki Rozsutec w chmurach

na Hromowym

Chleb z oddali

Szło mi się dobrze, wrażenia widokowe były cały czas zmienne i interesujące. Gdybym miał więcej czasu, to pewnie poszedłbym jeszcze na Stoha, ale z racji późnego wyjazdu na grań było to niemożliwe.



Chleb, Hromowe i Wielki Krywań

Stopniowo i bardzo powoli pogoda robiła się coraz lepsza, choć szczyt Wielkiego Rozstuca cały czas był w chmurach. Na Stenach, w drodze na Południowy Gruń pojawiało się więcej błękitnego nieba i sporo mocniej przyświecającego, już popołudniowego słońca.

w drodze na Południowy Gruń, jeszcze pochmurno

mgła walczy

na grani


Wielki Krywań

Południowy Gruń, Wielki Rozsutec (już widoczny w całości) i Stoh

foto na mroczno

w tył wzrok - grań Małej Fatry

krzyżówka szlaków na Południowym Gruniu

czubek Wielkiego Rozsutca wciąż walczy

jeszcze raz grań na mroczno

panorama Doliny Vratnej, od lewej: Baraniarki, Sokolie, Boboty, Mały i Wielki Rozsutec, Stoh

Dolina Vratna

Boboty i wieś Stefanowa w dole

błękit nieba

dramatyzm chmur

czy w górach jest bliżej nieba?

Szlak Gruń - Południowy Gruń należy do jednych z bardziej stromy i wychodzenie nim jest istną „ścianą płaczu", schodzenie też nie należy do najłatwiejszych. Kto był, to wie. Zbocze jest udostępnione narciarzom i też chyba nie należy do łatwych. Szlak turystyczny wiedzie cały czas ścieżką pośród traw i niby nie wygląda groźnie, ale myślę, że te stromizny dały w kość niejednemu.

Mały i Wielki Rozsutec z zejścia na Gruń

Tego dnia, po silnych opadach deszczu na ścieżce i jej poboczach zaległo ślicznie, bardzo śliskie błotko. No super! A innej drogi nie ma. Na szczęście miałem ze sobą kijki, które kilka razy uchroniły mnie przed dupozjazdem, ale bez „gleby" się nie obyło. Najgorszy i najbardziej stromy był początek zejścia (końcówka wyjścia), potem udało się schodzić brzegiem lasu, gdzie marsz po igliwiu był bezpieczniejszy niż po błocie i śliskiej trawie, końcówka zejścia była już mniej stroma, a teren nie był tak wilgotny i śliski.

widok na Gruń i schronisko Chata Na Gruni, za nim Boboty

Chata Na Gruni

Gruń

Pod wierzchołkiem Grunia znajduje się schronisko Chata Na Gruni. Tereny wokół Grunia są udostępnione narciarzom. Krótki postój pod schroniskiem, piękne widoki w kierunku zachodnim, w stronę Krawiarskiego i Baraniarek. Z Grunia widać ponadto oba Rozsutce, Południowy Gruń i sporą część grani Małej Fatry po obu stronach kolejki gondolowej. Jest to fajne miejsce na krótki, niemęczący spacer z spod dolnej stacji kolejki, jedynie 200m podejścia z dolnej stacji kolejki na fajne miejsce widokowe.



schronisko Chata Na Gruni

Planowanie w górach ma (przynajmniej dla mnie) duże znaczenie i przynosi efekty w postaci udanych wycieczek, ale jak się okazuje, spontaniczność też potrafi być interesująca. Taka wyprawa, jak niżej opisana, trafia mi się rzadko, cieszę się że podjąłem ryzyko i udałem się tego dnia na grań Małej Fatry, naprawdę warto było!

Sebastian Słota

Komentarze

TOP 5

Na Tuł Szlakiem Cisownickim